Wypadki drogowe wciąż są głównym powodem śmierci młodych Polaków. Ginie w nich aż jedna piąta osób, które zmarły w wieku 10-30 lat - wynika ze "Strategii poprawy bezpieczeństwa drogowego w Polsce" przygotowanej przez Polską Izbę Ubezpieczeń, która omawia "GW".

Strategia była prezentowana przez PIU podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy.

"Jesteśmy w ogonie Europy w przeliczeniu liczby ofiar śmiertelnych na 100 tys. mieszkańców. W Polsce ten wskaźnik jest aż o 50 proc. wyższy niż wynosi średnia unijna. Lepiej jest choćby w Czechach, na Słowacji i Węgrzech. Mimo poprawy sytuacji w ostatnich latach teraz liczba wypadków śmiertelnych ponownie rośnie" - czytamy w artykule.

Rocznie na polskich drogach umiera ok. 3 tys. osób. Połowa z nich to kierowcy, jedna trzecia - piesi. Giną głównie w obszarach zabudowanych, zimą, najczęściej w grudniu. "Ich procentowy udział w wypadkach ogółem jest w Polsce ponad dwukrotnie wyższy niż w Czechach i niemalże trzykrotnie wyższy niż średnia w analizowanych krajach europejskich. Z danych za trzy lata wynika, że to okres przedświąteczny plasuje się na pierwszym miejscu wśród terminów wypadków ze skutkiem śmiertelnym" - zaznacza dziennik.

Jak zauważa "Gazeta Wyborcza", wypadki na drogach "to nie tylko ludzkie dramaty, ale też potężne straty dla gospodarki. Z najnowszych danych wynika, że społeczne i gospodarcze koszty wypadków wyniosły w 2015 r. aż 50 mld zł, co odpowiada ok. 3 proc. rocznego PKB. A do tego trzeba dodać kolejne 9 mld zł strat wynikających ze szkód materialnych".

W sumie koszt wypadków dla kraju równy jest kwocie, za którą można by zbudować 500 km autostrad lub pokryć 80 proc. rocznych kosztów funkcjonowania szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich - liczą eksperci PIU.

(mpw)