Dożywocie z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie najwcześniej po 35 latach - taki wyrok usłyszał Dariusz P. - mężczyzna, któremu prokuratura zarzuciła, że dla uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia podpalił swój dom w Jastrzębiu-Zdroju, zabijając żonę i czworo dzieci. Tragiczny pożar z maja 2013 roku przeżył tylko najstarszy syn mężczyzny, Wojciech. Jak podkreśliła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Grażyna Suchecka: "Oskarżony chciał zabić członków swojej najbliższej rodziny. Dopuszczając się tej zbrodni, był osobą w pełni poczytalną - wiedział, co robi, wiedział, że podkładając ogień w kilku miejscach swojego domu, robiąc to w nocy, kiedy wszyscy spali, skazuje ich na pewną śmierć". Najstarszy syn - zaznaczyła sędzia - przeżył tylko dlatego, że się obudził. Obrońca Dariusza P. zapowiedział już odwołanie od wyroku.

Dożywocie z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie najwcześniej po 35 latach - taki wyrok usłyszał Dariusz P. - mężczyzna, któremu prokuratura zarzuciła, że dla uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia podpalił swój dom w Jastrzębiu-Zdroju, zabijając żonę i czworo dzieci. Tragiczny pożar z maja 2013 roku przeżył tylko najstarszy syn mężczyzny, Wojciech. Jak podkreśliła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Grażyna Suchecka: "Oskarżony chciał zabić członków swojej najbliższej rodziny. Dopuszczając się tej zbrodni, był osobą w pełni poczytalną - wiedział, co robi, wiedział, że podkładając ogień w kilku miejscach swojego domu, robiąc to w nocy, kiedy wszyscy spali, skazuje ich na pewną śmierć". Najstarszy syn - zaznaczyła sędzia - przeżył tylko dlatego, że się obudził. Obrońca Dariusza P. zapowiedział już odwołanie od wyroku.
Dariusz P. i jego obrońca, mec. Eugeniusz Krajcer (pierwszy z lewej) na sali rozpraw (21 listopada 2016) /Andrzej Grygiel /PAP

Według prokuratury i sądu, Dariusz P. podłożył ogień w kilku miejscach, a by płomienie mogły się łatwo rozprzestrzeniać - ułożył rząd poduszek z mebli ogrodowych. Z kolei by zasugerować przypadkowy pożar, przeciął kabel zasilający, a obok przewodu ułożył truchło myszy.

Według oskarżenia, Dariusz P. zabił, bo chciał uzyskać pieniądze z ubezpieczenia - miał poważne długi, zawarł liczne umowy ubezpieczeń majątkowych i osobistych.

Sędzia Suchecka wskazała również na inny motyw: Zdaniem sądu, motywem działania oskarżonego była nie tylko chęć uzyskania pieniędzy z odszkodowań (...). Motywem działania była również chęć uzyskania swoistej wolności - wolności od rodziny, którą stworzył. Pieniądze, które uzyskałby z odszkodowań, byłyby jedynie środkiem do realizacji i korzystania z tej wolności w pełni. Jak przypomniała, zaledwie kilka miesięcy po tragedii P. zaczął szukać kobiet, proponując im wspólne życie.

Jak przypomniała sędzia, jeszcze przed pogrzebem najbliższych P. próbował stworzyć sobie alibi - wysyłał do siebie SMS-y, sugerując, że pochodzą od rzekomego podpalacza. Trudno uznać, że osoba niewinna, tak związana uczuciowo z rodziną, wyżej stawia odsunięcie od siebie podejrzeń niż chęć poznania prawdy - podkreśliła Suchecka.

Odpowiedzi na to - dodała - udziela m.in. opinia psychiatryczno-psychologiczna. Biegli rozpoznali u P. osobowość psychopatyczną, wskazali m.in. na płytkość uczuć i wymuszony płacz, łatwość wysławiania się, powierzchowny urok, egocentryzm i brak wyrzutów sumienia. Takie zachowania można było zaobserwować także w trakcie procesu - powiedziała sędzia. Przypomniała też, że u P. znaleziono książkę pt. "Psychiatria kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne", która prawdopodobnie pomagała mu symulować chorobę i uniknąć kary w dwóch wcześniejszych sprawach karnych - biegli uznali go wtedy za niepoczytalnego.


Obrona zapowiedziała apelację


Obrońca Dariusza P. zapowiedział już, że odwoła się od poniedziałkowego wyroku.

Podtrzymuję wszystkie argumenty, które przedstawiłem. Dla mnie to, co niby miało składać się na łańcuch poszlak, nie jest takie pewne, jak mogłoby się wydawać - podkreślił mec. Eugeniusz Krajcer. Przesłanki do skazania nie są tak mocne, jak to by się wydawało po wysłuchaniu uzasadnienia wyroku. Oczywiście - sąd ma swój pogląd, który jest oparty o analizę zgromadzonego materiału dowodowego, ja mam swój, też tę analizę przeprowadziłem (...) i jest rzeczą oczywistą, że w apelacji to wszystko przedstawię - dodał.

Prok. Karina Spruś podkreślała natomiast w rozmowie z dziennikarzami: Pokrzywdzonym życia nie wrócimy, natomiast oddźwięk społeczny wskazuje na to, że tego rodzaju zbrodnie nigdy nie pozostaną bezkarne. Jak zaznaczyła, była to "ohydna, wstrętna zbrodnia".

Zgodziła się z oceną sądu, który uznał, że motywem działań Dariusza P. była nie tylko chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia - jak wskazała w akcie oskarżenia prokuratura, ale również chęć uwolnienia się od rodziny. Myślę, że ta motywacja była złożona. Argumentacja przedstawiona dzisiaj przez sąd, dotycząca również motywacji emocjonalnej, uwolnienia się od rodziny, która była - nie wiem - obciążeniem dla P., jest dla mnie przekonująca - powiedziała prok. Spruś.

Bartosz Sapota, pełnomocnik pokrzywdzonych, podkreślał, że poznanie prawdy o tym, co się wydarzyło, było dla rodziny oskarżonego wyjątkowo bolesnym doświadczeniem, ale - jak zaznaczył - dobrze, że ostatecznie sprawiedliwości stało się zadość.

Dariusz P. w "ostatnim słowie": Nie zrobiłbym tego największemu wrogowi

Proces Dariusza P. toczył się od maja 2015 roku. Prokuratura żądała dla niego dożywocia z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie najwcześniej po 35 latach. Podobnej kary chcieli oskarżyciele posiłkowi.

Dariusz P. i jego obrońca przekonywali, że pożar był przypadkowy, i wnosili o uniewinnienie.

Brak jest nie tylko dowodów, ale i poszlak, które mogłyby być podstawą do skazania - przekonywał przed sądem obrońca Dariusza P., mec. Eugeniusz Krajcer.

Obrona kwestionowała przyjęty przez prokuraturę motyw zbrodni i ustalenia biegłych, według których dom rodziny P. został celowo podpalony, a sam oskarżony był wtedy w jego pobliżu. Zdaniem adwokata, w sprawie powinien wypowiedzieć się inny biegły z zakresu pożarnictwa, a opinia dotycząca miejsc logowania telefonu Dariusza P. nie była jednoznacznym dowodem. Mec. Krajcer apelował, by sąd wziął pod uwagę wszystkie wątpliwości - zgodnie z zasadą, że jeżeli nie da się ich usunąć, należy rozstrzygać je na korzyść oskarżonego.

Ja nie zrobiłbym tego największemu wrogowi. To jest absurdalne, nie ma żadnego uzasadnienia finansowego, ekonomicznego, pomijając wszelkie wartości etyczne, moralne - oświadczył natomiast w "ostatnim słowie" sam oskarżony. Jak mówił, bardzo tęskni za swoimi bliskimi. Przekonywał, że rodzina była, jest i zawsze będzie dla niego najważniejsza, a do swojego jedynego syna, który ocalał z pożaru, chciałby wrócić "chociażby dzisiaj".

P. przemawiał ponad dwie godziny, posługując się plikiem notatek.

Obrona przekonywała, że podawany przez prokuraturę motyw - spieniężenie polis - był nielogiczny, sam P. podkreślał zaś, że w czasie, gdy doszło do pożaru, miał około 2 mln zł długów, więc pieniądze z ubezpieczenia pozwoliłyby mu pokryć tylko niewielką część zobowiązań. Oceniając opinie biegłych, mówił o "spisku", "skrajnej manipulacji", "fantazjach" i "skandalu". Wyraził przekonanie, że jest ofiarą medialnej nagonki.

Na koniec swego wystąpienia Dariusz P., płacząc, przytoczył fragment listu odczytanego podczas pogrzebu jego bliskich i poprosił sąd, by umożliwił mu powrót do jedynego syna.

"Mieliśmy do czynienia ze zbrodnią, która prowadzi do ostatniego kręgu piekła"

Materiał dowodowy nie pozostawia żadnych wątpliwości. W mojej ocenie, nie ma podstaw do tego, żeby kwestionować winę i sprawstwo oskarżonego - przekonywała z kolei prok. Karina Spruś.

O winie oskarżonego przekonany był również pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mec. Jakub Przybyszewski, reprezentujący teścia, szwagra i szwagierki Dariusza P. Przed sądem zaznaczył, że oskarżyciele posiłkowi przystępowali do procesu nie po to, by pomagać prokuraturze lub obronie, lecz po to, by brać udział w ustaleniu tego, co faktycznie się stało. Z upływem czasu, jak długo ten proces trwa, utwierdzaliśmy się w coraz większym przekonaniu o sprawstwie - że oskarżony tę zbrodnię popełnił - podkreślił mec. Przybyszewski.

Jak stwierdził: Możliwe, że dużo łatwiej byłoby zrozumieć to zdarzenie, gdyby psychiatrzy uznali, że oskarżony jest niepoczytalny (...). Mieliśmy do czynienia ze zbrodnią, która prowadzi do ostatniego kręgu piekła.

Biegli uznali Dariusza P. za poczytalnego

Dariusz P. został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca 2014 roku. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna, który ocalał z pożaru.

Według biegłych z zakresu pożarnictwa, zarzewia ognia w domu znajdowały się w sześciu miejscach. Żaluzje okienne były zamknięte. Z opinii biegłych, którzy badali logowania telefonu podejrzanego, wynikało, że w czasie wybuchu pożaru Dariusz P. był w pobliżu domu. Oskarżony utrzymywał, że znajdował się wówczas w oddalonym o mniej więcej 10 km zakładzie w Pawłowicach, w którym montował meble.

Biegli, którzy przez kilka tygodni obserwowali Dariusza P. w Szpitalu Psychiatrycznym przy Areszcie Śledczym we Wrocławiu, uznali go za poczytalnego. Stwierdzili u niego cechy osobowości psychopatycznej. Wcześniej dwa inne postępowania przeciwko P. zostały umorzone, bo biegli uznali go za niepoczytalnego. Jak podawała prokuratura, P. najprawdopodobniej symulował niepoczytalność, m.in. czerpiąc wiedzę ze znalezionej u niego w domu książki o psychiatrii.

Do tragedii doszło nocą 10 maja 2013 r. Powierzchnia pożaru była niewielka - ok. 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze domu jednorodzinnego, paliły się część schodów i szafa. W wyniku pożaru zmarło pięć osób, ocalał tylko najstarszy syn.

Na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, czterolatka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka. Cała piątka spoczęła w jednym grobie na cmentarzu w Jastrzębiu Zdroju.

(e/MN)