To niespodziewany podmuch wiatru przewrócił jacht Down North. Jednostka pod koniec maja zatonęła na Bałtyku, a podczas ewakuacji zmarł jeden z żeglarzy. Według ustaleń Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich, jacht nie powinien był płynąć w komercyjny rejs na Spitsbergen, bo nie miał na to odpowiednich dokumentów.

To niespodziewany podmuch wiatru przewrócił jacht Down North. Jednostka pod koniec maja zatonęła na Bałtyku, a podczas ewakuacji zmarł jeden z żeglarzy. Według ustaleń Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich, jacht nie powinien był płynąć w komercyjny rejs na Spitsbergen, bo nie miał na to odpowiednich dokumentów.
Służby ratunkowe 30 maja 2016 roku wydobyły na nabrzeże w porcie w Świnoujściu tratwę ratunkową szkunera Down North, z której niemiecki kuter Palucca podjął polskich rozbitków /Marcin Bielecki /PAP

Zbudowany w Kanadzie w latach 80. jacht był kilkakrotnie przebudowywany, najpierw wydłużono mu rufę, potem po przetransportowaniu jachtu do Polski, powstała tam nadbudówka i koje dla żeglarzy.

To zmieniło jego środek ciężkości. Sprawiło, że był bardziej podatny na wywołane silnymi podmuchami wiatru przechyły. Jednocześnie o połowę zmniejszyło jego kąt zalewania, czyli taki przechył, powyżej którego woda zaczyna wdzierać się na pokład. Pierwotna konstrukcja wytrzymywała 50-stopniowy przechył, po przebudowie przy 25 stopniach woda wlewała się pod pokład. Niestety, o tych parametrach nikt nie miał pojęcia.

Jacht nigdy nie miał wyrobionej karty bezpieczeństwa, ani tzw. świadectwa klasy, które określiłoby stateczność jednostki i wprowadziłyby ograniczenia w jego użytkowaniu. Byłyby to informacje niezbędne dla załogi, mówiłyby kapitanowi, jak powinno się jachtem pływać.

Badania stateczności wykonano dopiero po zatonięciu i wydobyciu jachtu z dna Bałtyku, na zlecenie PKBWM.

Tymczasem, według ustaleń Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich, jacht Down North według dokumentów, mógł być użytkowany tylko na wodach kanadyjskich. Nigdy więc nie powinien był wypłynąć na ocean, ani też być czarterowany do rejsów komercyjnych. To zaniedbania armatora. Z kolei kapitana powinno zaniepokoić to, że jachtem bez dokumentacji miał płynąć poza koło podbiegunowe.

Komisja oceniła też podjęte przez załogę manewry, które miały uchronić jacht przed zatonięciem. Zaproponowała trzy inne sposoby wyjścia z niebezpiecznej sytuacji, jaka spotkała jacht 30 maja, ale ekspertom nie udało się przesądzić, czy inne manewry byłyby bardziej skuteczne.

Według ustaleń Komisji i relacji załogi, gwałtowny podmuch wiatru o sile 7 stopni w skali Beauforta wszystkich zaskoczył. Jacht położył się prawą burtą na wodzie, mimo poluzowania żagli już się nie podniósł i w ciągu 20 minut poszedł na dno. Załodze udało się ewakuować do tratwy ratunkowej. Z poświęceniem załoganci ratowali płynącego z nimi niepełnosprawnego mężczyznę, u którego już na pokładzie doszło do zatrzymania krążenia. Reanimacja nie przyniosła rezultatów.

Śledztwo w sprawie przyczyn zatonięcia jachtu Down North prowadzi prokuratura.


(j.)