Dodatkowych kilkuset żołnierzy wysyła NATO do Kosowa, serbskiej prowincji, gdzie od środy dochodzi do wielkich starć i niepokojów między Albańczykami a Serbami. W zamieszkach zginęło już 31 osób, a ponad 500 zostało rannych.

Wczoraj w Kosovskiej Mitrovicy znów było niespokojnie. Międzynarodowe siły pokojowe mimo użycia gumowych pocisków i gazu łzawiącego nie powstrzymały tłumu Albańczyków przed podpaleniem serbskiej cerkwi w południowej części miasta.

Mieszanka wybuchowa, która zbierała się przez ten miniony okres osiągnęła teraz chyba stopień najwyższego niebezpieczeństwa i najdrobniejsza iskra grozi wybuchem nowego konfliktu. Ta iskra wybuchła wczoraj - mówi Ryszard Bilski, publicysta "Rzeczpospolitej", ekspert ds. bałkańskich. Jego zdaniem można się teraz spodziewać zmasowanych ataków także na Albańczyków mieszkających w Serbii.

Serbowie zresztą coraz częściej mówią, że nadszedł czas, by chwycić za broń; za zaistniałą sytuację obwiniają Amerykanów. W Kosowie giną ludzie. Nie można patrzeć na to w spokoju. Jutro będzie już za późno na cokolwiek. Walczymy

między sobą, to chore, ale to wina Amerykanów. Wszystko co złe na tym świecie pochodzi z Ameryki - twierdzą.

W Kosowie stacjonuje 17 tys. żołnierzy NATO, w tym prawie 600 z Polski.

07:30