Do połowy października prokuratura w Olsztynie ma zadecydować, czy namawianie do bojkotu miejskiej komunikacji oraz do przekazywania sobie nawzajem skasowanych biletów może stanowić przestępstwo. Takiego zdania jest Zarząd Komunikacji Miejskiej, zwolennicy akcji twierdzą zaś, że to tylko wyraz obywatelskiego protestu.

W sierpniu bilety komunikacji miejskiej zdrożały w Olsztynie o nieco ponad 20 proc. Niedługo później grupa mieszkańców zorganizowała akcję protestacyjną. Za pośrednictwem strony internetowej oraz tzw. "wlepek" umieszczanych w różnych punktach miasta zaczęła namawiać do bojkotu miejskich autobusów. Miało to polegać na korzystaniu z rowerów czy przekazywaniu skasowanych już biletów. Osoba wysiadająca miałaby przekazać taki bilet osobie, która wsiada do autobusu. Dzięki temu jeden bilet mógłby być wykorzystany więcej niż raz.

Zarząd Komunikacji Miejskiej uznał, że to narazi miejski transport na straty i zawiadomił prokuraturę. A prokuratorzy mają teraz problem. Na razie trwa tzw. postępowanie sprawdzające. Potrwa do połowy października, w tym czasie prokuratorzy mają zadecydować, czy faktycznie mogło dojść do przestępstwa, czy może było to jedynie wykroczenie albo czyn całkowicie obojętny z punktu widzenia prawa. Co istotne - sprawa dotyczy właściwie jedynie przekazywania skasowanych biletów. Bo samo namawianie ludzi do korzystania z alternatywnych środków komunikacji trudno uznać za przestępstwo - mówi prokurator Arkadiusz Szwedowski, szef prowadzącej sprawę prokuratury rejonowej Olsztyn-Południe. Zaś sprawa przekazywania biletów - jego zdaniem - jest "kontrowersyjna". A podjęcia decyzji na pewno nie ułatwia fakt, że Zarząd Komunikacji Miejskiej nawet w przybliżeniu nie podał, jakie konkretnie straty może ponieść przez zbuntowanych mieszkańców Olsztyna.