Wczoraj prezydent USA Bill Clinton ogłosił, iż nie pojedzie do Korei Północnej przed końcem swej kadencji, upływającej 20 stycznia.

Za mało czasu – oto powód, który nie pozwoli jeszcze urzędującemu prezydentowi odwiedzić Koreę i przekonać się, czy poczyniono tam jakieś postępy. "Do końca mej prezydentury nie ma już dość czasu, by przygotować grunt do zawarcia porozumienia z Koreą Północną, które służyłoby naszemu interesowi narodowemu i tworzyło konieczne fundamenty mojej podróży do Phenianu" - oświadczył Bill Clinton. Za to kończący już urzędowanie prezydent namawiał swojego następcę aby kontynuował wysiłki jego administracji w walce przeciwko rozpowszechnianiu broni masowej zagłady i na rzecz wstrzymania całego programu rakietowego realizowanego przez Koreę Północną. "Jestem przekonany, że możliwe będzie osiągnięcie nowych postępów" - zaznaczył i przypomniał o "bardzo dobrych rozmowach" prowadzonych z Koreańczykami z Północy od sześciu lat w kwestiach nuklearnych.

W październiku Koreę odwiedziła sekretarz stanu USA - Madaleine Albright. Clinton kilkakrotnie dawał do zrozumienia, że chciałby być pierwszym prezydentem USA, który odwiedzi KRLD. Jednak już w zeszłym tygodniu Clinton zaczął mieć wątpliwości co do sensu wizyty w Phenianie. On sam powiedział w środę dziennikarzom, że strona amerykańska nadal prowadzi rozmowy z Phenianem i wkrótce zostanie w tej sprawie wydane oficjalne oświadczenie. Wczoraj jeszcze przed oficjalnym komunikatem o rezygnacji z podróży, prezydent Korei Południowej Kim Dae Dzung wyraził wątpliwości, czy wizyta Clintona w KRLD rzeczywiście dojdzie do skutku. W czasie konferencji prasowej Clinton wyjaśnił, że prezydent - elekt nie miał wpływu na jego decyzję o rezygnacji z podróży do KRLD.

Foto EPA

00:55