Jak wygląda rzeczywistość na polskich drogach? Można powiedzieć: prawo sobie, znaki sobie, a kierowcy sobie... Komu służą znaki drogowe? Kierowcom czy urzędnikom? Czy ludzkie życie jest warte mniej niż pieniądze z mandatów?

Z opublikowanych przez Komendę Główną Policji danych wynika, że użytkownicy dróg (kierujący oraz piesi) są odpowiedzialni za prawie 92 proc. wypadków drogowych. Statystycznie zaledwie jeden na 7400 wypadków spowodowany jest złym oznakowaniem (0,0135 proc.). W 2012 r. na 37 046 wypadków tylko 3 wynikały z nieprawidłowego zabezpieczenia robót drogowych, 1 z nieprawidłowej organizacji ruchu, a 1 z nieprawidłowo działającej sygnalizacji. Niewłaściwy stan jezdni był w zeszłym roku przyczyną 86 wypadków, co stanowi 0,24 proc. ich ogółu.

Z prostego rachunku wynika zatem, że stan drogowej infrastruktury jest odpowiedzialny zaledwie za 0,25 proc. wypadków, a jeśli chodzi o ofiary - za jednego zabitego i 110 rannych.

Wskazanie tak znikomego wpływu infrastruktury na wypadki na polskich drogach, niedocenianie roli oznakowania, jest próbą przerzucenia odpowiedzialności na użytkowników dróg oraz inne - nieokreślone lub nieustalone - przyczyny.

Całkowita długość autostrad i dróg ekspresowych w Polsce na dzień 3 września 2013 r. wynosiła 2667,25 km, co stanowiło 0,7 proc. długości całej sieci dróg w naszym kraju (ponad 382 tys. km). Jeśli pod uwagę weźmiemy tylko drogi krajowe, to autostrady i drogi ekspresowe stanowią ponad 5 proc. ich długości.

Europejski Trybunał Obrachunkowy w 2013 r. opublikował porównanie procedur i kosztów budowy 24 odcinków dróg w krajach otrzymujących najwięcej funduszy unijnych przeznaczonych na budowę dróg: w Polsce, Grecji, Hiszpanii i Niemczech. Wybudowanie 1000 m kw jezdni (bez planowania, nadzoru, bez obiektów inżynieryjnych typu mosty, tunele) było najdroższe w Polsce (ok. 164 tys. euro), a najtańsze w Niemczech (87 tys. euro).

Jak wynika z przytoczonych danych, dobrych dróg nie mamy zbyt wiele, nowe odcinki budujemy drogo i wolno, a przejazd nimi często jest dla użytkowników płatny.

Policja na tropie absurdalnych oznakowań. Podsumowania brak

Wielkim echem w mediach odbiła się akcja tropienia przez policję i zarządców dróg absurdalnego oznakowania (luty 2013). Niestety, nie znamy efektów tych poszukiwań, które miały zakończyć się z końcem marca, ponieważ brak ich podsumowania.  

Oznakowanie polskich dróg w zbyt małym stopniu pomaga kierowcom, pieszym i bezpieczeństwu na drogach. W powszechnej opinii służy przede wszystkim "zabezpieczeniu urzędników", sprzyja policjantom i strażnikom miejskim, by mogli w łatwy sposób karać kierowców mandatami. 

Cytat

Obecne oznakowanie polskich dróg opiera się głównie na rozwiązaniach z lat 70. Wprowadzane zmiany zupełnie nie przystają ani do stanu polskich dróg, ani do natężenia ruchu.

Obecne oznakowanie polskich dróg opiera się głównie na rozwiązaniach z lat 70. Wprowadzane zmiany zupełnie nie przystają ani do stanu polskich dróg, ani do natężenia ruchu.

Zagrożenia wynikające z nieprawidłowego oznakowania to tylko jeden z elementów rzutujących na bezpieczeństwo ruchu drogowego, jednak dziwi fakt, dlaczego jest tak permanentnie niedostrzegany i zaniedbywany. Raport Najwyższej Izby Kontroli o przyczynach wypadków drogowych wykazał znaczący wpływ organizacji ruchu na stan bezpieczeństwa, dlatego w kwietniu tego roku zlecono służbom kontrolnym wojewodów audyt organizacji ruchu i oznakowania na drogach wojewódzkich, powiatowych i gminnych.

Na naszych drogach razi przede wszystkim nadmiar informacji. Powstające w sposób zupełnie nieuporządkowany wszechobecne reklamy zupełnie nie przeszkadzają zarządcom dróg, bo częstokroć czerpią oni z nich korzyści. Na próżno również szukać dążeń do zmian legislacyjnych w tym zakresie.

Kierowcy oczekują, że na swej drodze spotkają jednolite oznakowanie, wynikające z tych samych zasad i reguł prawnych. Niestety, zarządcy drogi, którym pozostawiono swobodę, potrafią wyznaczyć zbyt ostre ograniczenie prędkości. Taka sytuacja podważa zaufanie kierujących do znaków i w konsekwencji może doprowadzić do nieszczęścia, gdy zlekceważony (bo pewnie postawiony na wyrost) znak B-33 "ograniczenie prędkości" do 30 km/h będzie wskazywał rzeczywistą realną i bezpieczną prędkość.

Niektóre znaki mają znaczenie rozszerzone wobec tego, co wynikałoby z przedstawionego na nim obrazka. Np. znak B-21 "zakaz skrętu w lewo" oznacza również zakaz zawracania, o czym wielu kierujących nie pamięta lub nie chce pamiętać.

To jest też odpowiedź na pytanie, dlaczego np. w Niemczech czy w Szwecji nasi rodacy respektują zasady organizacji ruchu. Po prostu tam są one logiczne i w każdym miejscu przemyślane.

Kontrole prędkości przeprowadzane na prawidłowo oznakowanych drogach powinny mniej boleć, bo wiadomo, że służą ochronie życia, a nie ratowaniu budżetu państwa czy gminy.

Stwórz z nami mapę kuriozalnych oznakowań

Wy sami możecie zaznaczać na mapie miejsca, w których Waszym zdaniem znak ograniczenia prędkości nie powinien w ogóle się pojawić albo ograniczenie powinno być inne. Wystarczy, że ustawicie kursor w odpowiednim miejscu, a w opisie wyjaśnicie, dlaczego znak ograniczenia prędkości powinien być w tym miejscu inny.

Wszelkie podane przez Was dane pozostają wyłącznie do naszej wiadomości! Jeśli jednak nie chcecie ich ujawniać - wpisze w danym polu słowo "brak".

Damian Bogusławski