Krakowska prokuratura zajmie się sprawą budowy kompleksu hotelowego przy ulicy Stradomskiej w Krakowie. Podczas prac znaleziono tam ruiny średniowiecznego kościoła, a także cmentarzysko i ponad 1600 ludzkich szczątków. Prokurator chce zbadać, czy podczas wydawania zgody na budowę nie popełniono błędów. Wyjaśnić sprawę chce też urząd wojewódzki oraz ministerstwo kultury.

Chcemy sprawdzić, czy wydając pozwolenie na budowę, nie popełniono błędów. Prokurator rozważy, czy włączyć się do postępowania administracyjnego. Będziemy sprawdzali, czy już wydając pozwolenie na budowę było wiadomo, w jakim miejscu jest wykonywana inwestycja - mówi RMF FM Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

W listopadzie 2017 roku wydano pozwolenie na budowę potężnego kompleksu hotelowego. Na Stradomskiej ma stanąć pięciogwiazdkowy hotel Stradom House ze 125 pokojami, restauracją i spa. Mają się tam także znaleźć 133 apartamenty i podziemny parking na 150 samochodów.

Wcześniej w tym miejscu znajdowała się kamienica, jednak z uwagi na fatalny stan lokatorzy musieli się wyprowadzić. Działka została sprzedana firmie Angel Poland za prawie 28 milionów złotych.

Podczas prac na miejscu budowy odkryto ruiny średniowiecznego kościoła, klasztoru, szpitala a także cmentarzysko, które powstało prawdopodobnie w XIV wieku. Naukowcy znaleźli tam ponad 1600 ludzkich szkieletów. Szczątki zostały przeniesione do badawczych namiotów tymczasowo postawionych na terenie budowy. Po kilku tygodniach namioty i szczątki jednak zniknęły.

Inwestor nie publikował żadnych zdjęć z miejsca budowy, na teren nie wpuszczał także dziennikarzy. Nikt nie wiedział, gdzie znajdują się szczątki oraz czy rzeczywiście są zabezpieczone i badane.

Dopiero po dwóch tygodniach inwestor przyznał, że większość szczątków została już pochowana w zbiorowej mogile w jednej z parafii w Raciborsku w Małopolsce. Pozostałe szczątki zostały przewiezione na badania do Państwowej Akademii Nauk oraz na uniwersytet w Sztokholmie. Co ciekawe, o tym, że szczątki zostały już zabrane z miejsca ich odkrycia i pochowane, nie wiedział wojewódzki konserwator zabytków.

Szczątki zniknęły tak szybko, bo - jak tłumaczy Marcin Kaznowski przedstawiciel inwestora - zastosowano nowoczesną technikę. Zdecydowaliśmy się na nowocześniejszą i szybszą metodę, czyli mapping 3D. Trwało to 3 dni. Nie musieliśmy więc prowadzić tam prac tak długo, jak przy innych inwestycjach, gdzie takie metody nie są stosowane - twierdzi.

Według inwestora na miejscu, od czasu odnalezienia zabytków pracuje ponad 50 specjalistów z dziedziny archeologii, antropologii czy konserwacji zabytków i dzieł sztuki. Do pracy archeologicznej zaprosiliśmy znanego specjalistę dr Jacka Pierzaka, który był konserwatorem zabytków w Katowicach. Cały zespół liczy kilkadziesiąt osób, wśród nich kilkunastu profesorów i doktorów archeologii, wszyscy podlegają konserwatorowi Janowi Janczykowskiemu - tłumaczy Marcin Kaznowski z Angel Poland Group.

Co innego mówi nam jednak wojewódzki konserwator zabytków Jan Janczykowski. Uważa, że pracujący na miejscu archeolodzy bezpośrednio podlegają inwestorowi, a on jedynie wydał zgodę na ich pracę. Nie mam zastrzeżeń do sposobu prowadzenia prac, ale nie wiem, czy nie ma zaniedbań, bo jak ja przychodzę, to wszystko teoretycznie funkcjonuje dobrze. Nadzór konserwatorski odpowiada przed inwestorem, ja tylko wydawałem zgodę na prowadzenie prac - wyjaśnia Janczykowski. Dodaje, że na terenie odkryć jest najrzadziej co dwa tygodnie. Aby tam wejść, musi jednak prosić o zgodę inwestora i umawiać się na odpowiedni termin.

Te zarzuty z kolei odpiera inwestor. Konserwator jest na miejscu budowy kilka razy w tygodniu,  jeśli chce, to po prostu przychodzi i taka wizyta się odbywa - mówi Kaznowski. Zaznacza, że prace budowlane wciąż się odbywają, ale nie w miejscu odkryć.

Według części naukowców konserwator nie wywiązuje się ze swoich obowiązków.  Konserwator jest urzędnikiem państwowym i ma za zadanie chronić dziedzictwo historyczne, taki jest sens istnienia służb konserwatorskich. Kiedy coś zostanie odkryte, tam powinno się wstrzymać wszystkie prace budowlane - mówi doktor Monika Bogdanowska z Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej.

Bogdanowska zastanawia się też, kto wydał pozwolenie na budowę w takim miejscu. To jest obszar znajdujący na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. W Krakowie są wpisane trzy zespoły, Stare Miasto w obrębie Plant oraz przedmieścia Krakowa: Stradom i Kazimierz z uwagi na zachowany układ urbanistyczny. Czyli jeżeli my ten układ urbanistyczny zmieniamy, to naruszamy to, co jest chronione zapisami UNESCO. Tam absolutnie nie powinno się budować nowych budynków, często pojawia się argument, że w jakimś miejscu wcześniej stał budynek, ale w tym przypadku tak nie było, tam przez kilkaset lat funkcjonował cmentarz - podkreśla Bogdanowska.

Pozwolenie na budowę wydało w listopadzie 2017 kilka instytucji, m.in. małopolski wojewódzki konserwator zabytków, urząd miasta i urząd wojewódzki. Co zastanawiające, miejscy urzędnicy nie widzieli potrzeby przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko tej inwestycji. W dokumencie nadesłanym z urzędu miasta czytamy: Prezydent Miasta Krakowa decyzją z 28.09.2016 r. (...) stwierdził brak potrzeby przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko dla przedsięwzięcia mogącego potencjalnie znacząco oddziaływać na środowisko.

W momencie składania wniosku o budowę, a także wydania pozwolenia na rozpoczęcie inwestycji na obszarze, na którym powstaje hotel, nie istniał żaden plan zagospodarowania przestrzennego. Został on wydany dopiero w marcu tego roku, czyli pięć miesięcy po wydaniu pozwolenia na budowę. Plan miejscowy został uchwalony i on określa dokładnie, jakie funkcje w tym obszarze powinny występować i one są dokładnie zbieżne z naszym projektem - mówi Marcin Kaznowski z Angel Poland Group.

Jest wręcz presja ze strony inwestora, żeby jak najszybciej to skończyć, bo oni chcą tu wchodzić - podkreśla konserwator Jan Janczykowski.

Projekt zakłada także zakończenie inwestycji w pierwszym kwartale 2020 roku.

(mpw)