PE i KE nie są przeciwko Polsce, a debata PE dotyczy nadużyć władz w Warszawie - przekonywali przedstawiciele największych frakcji europarlamentu w trakcie dyskusji o sytuacji w naszym kraju. PiS broniło poczynań rządu, oskarżając większość w PE o uprzedzenia.

PE i KE nie są przeciwko Polsce, a debata PE dotyczy nadużyć władz w Warszawie - przekonywali przedstawiciele największych frakcji europarlamentu w trakcie dyskusji o sytuacji w naszym kraju. PiS broniło poczynań rządu, oskarżając większość w PE o uprzedzenia.
Wiceszef KE Frans Timmermans /Patrick Seeger /PAP/EPA

Wtorkowa debata europarlamentu w Strasburgu na temat sytuacji w Polsce i kryzysu wokół TK trwała niecałą godzinę i była znacznie krótsza niż poprzednia, jaką Parlament Europejski przeprowadził na początku roku. Zabrać mogli w niej głos jedynie przedstawiciele frakcji politycznych bez możliwości zgłaszania się do dyskusji z sali.

Dominujący ton był krytyczny wobec poczynań rządu w Warszawie. Już wcześniej pięć frakcji, zrzeszających blisko 600 europosłów, ustaliło wspólny projekt rezolucji, która negatywnie ocenia działania rządzących nie tylko wobec Trybunału Konstytucyjnego, ale też w odniesieniu do służby cywilnej czy mediów publicznych.

Krytyczne argumenty pojawiały się też w wystąpieniach europosłów. Jak przekonywał wypowiadający się w imieniu Europejskiej Partii Ludowej Janusz Lewandowski z PO, debata PE nie jest debatą o Polsce ani tym bardziej przeciwko niej, ale o nadużyciach obecnych władz.

Jak ocenił, w minionych latach polscy europosłowie i obywatele mieli bardzo wiele powodów do dumy. Jednak - jak dodał - "dziś nie jest powodem do dumy, jeśli Polska otwiera listę krajów o zagrożeniach dla demokracji i praworządności, wydłuża listę kłopotów UE".

W podobnym tonie wypowiadał się szef drugiej co do większości grupy politycznej Socjalistów i Demokratów Gianni Pittella, który też przekonywał, że PE i KE nie są przeciwko Polsce, ale ustawy przyjmowane przez polskie władze są sprzeczne z zasadami UE.

Chcę powiedzieć mieszkańcom Polski: my walczymy dla was, u waszego boku, a nie przeciwko wam - mówił Pittella. Jego zdaniem pewne działania podejmowane przez polski rząd zagrażają praworządności. Prosiłbym polski rząd: bądźcie spokojni, zaufajcie swemu narodowi. Nie możecie traktować narodu jak zakładnika swoich lęków (...) Dlaczego boicie się Trybunału Konstytucyjnego? Skąd czystki w mediach? - pytał Pittella.

Odpowiadając na zarzuty wysuwane pod adresem obecnych władz szef delegacji PiS w PE Ryszard Legutko zarzucił większości w PE, że kierują nimi uprzedzenia do polskiego rządu. Jesteście państwo organicznie niezdolni do zaakceptowania faktu, że mogą istnieć rządy i partie, które różnią się od was poglądami i te poglądy mają dobre racje - podkreślał.

Legutko zarzucił KE, że ta łamie traktaty unijne, prowadząc wobec Polski procedurę praworządności i uzurpuje sobie trzy funkcje - oskarżyciela, sędziego i egzekutora. Poinformował, że do KE i Rady Europy zostały wysłane analizy ekspertów w sprawie TK zlecone przez marszałka Sejmu. - Będę bardzo szczęśliwy, jeśli przewodniczący Timmermans odpowie na argumenty w nich zawarte - zaznaczył Legutko.

Standardy, które obowiązują dziś w Polsce, są znacznie wyższe niż w wielu krajach europejskich - przekonywał polityk PiS.

Reagując na to wystąpienie wiceszef KE Frans Timmermans podkreślał, że rząd nie może podważać niezależności sądownictwa i TK, a tak się dzieje, jeśli chce decydować, które orzeczenia publikuje, a które nie.

Jeśli pan zaakceptuje, że niezależność wymiaru sprawiedliwości jest kluczową częścią poszanowania państwa prawa, to jak się to dzieje, że w Polsce władza wykonawcza może wybierać, czy może publikować, czy nie, orzeczenia najwyższego trybunału w kraju? - zwrócił się do eurodeputowanego PiS Timmermans. Jak zaznaczył, zastrzeżenia dotyczące składu i funkcjonowania TK - mimo podejmowanych przez większość sejmową działań - pozostają nierozwiązane.

W emocjonalnym wystąpieniu wiceszef KE podkreślał, że obalenie przez mieszkańców naszego kraju komunizmu było jednym z największych zwycięstw w historii europejskiej, o co również on zabiegał przez całe życie. Nikt mnie nie oskarży o działania przeciwko Polakom - oświadczył.

Frakcje Zielonych i Zjednoczonej Lewicy Europejskiej wykorzystały debatę, by przestrzec przed zaostrzaniem polskich przepisów o aborcji. "Przerywanie ciąży jest już bardzo trudną sprawą, a w Polsce ryzykuje się tym, że również w przypadku gwałtu lub innych zbrodni przerywanie ciąży będzie niemożliwe" - powiedziała europosłanka Zjednoczonej Lewicy Europejskiej, Włoszka Barbara Spinelli. My nie ingerujemy, ale tylko przypominamy, że istnieją pewne normy i zasady, które każdy zobowiązał się przestrzegać, podpisując traktaty - dodała.

Zupełnie inaczej debatę oceniali posłowie eurosceptyczni, według których zarówno KE, jak i PE ingerują w wewnętrze sprawy Polski. Ręce precz od Polski. Cała ta debata jest brutalnym atakiem na moją ojczyznę - podkreślał deputowany partii Korwin, należący do frakcji Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej, Robert Iwaszkiewicz.

Jedyny zabierający głos europoseł niezrzeszony Zoltan Balczo z Węgier podkreślał, że wynik referendum w Wielkiej Brytanii pokazuje, że obywatele państw UE nie chcą, żeby to Bruksela decydowała o ich życiu. W przypadku debaty dotyczącej Polski (...) ingerujemy w wewnętrze sprawy tego kraju - ocenił Balczo.

Debata nie kończy działań Parlamentu Europejskiego wobec sytuacji w Polsce. W środę europosłowie mają głosować nad rezolucją, która będzie mówiła o zaniepokojeniu PE paraliżem TK, sytuacją mediów publicznych, ustawą o policji, służbie cywilnej czy planie zwiększenia wycinki w Puszczy Białowieskiej.

(mpw)