Dawid Szydło, który został skazany na rok bezwzględnego więzienia za nieumyślne podpalenie lasu w Czarnogórze, został ułaskawiony przez prezydenta RP Andrzeja Dudę – dowiedział się Onet.

Szydło od 14 czerwca przebywał w Zakładzie Karnym w Wadowicach, później przeniesiono go do więzienia w Trzebini. To właśnie podczas pobytu w drugim zakładzie karnym złożył wniosek o zastosowanie prawa łaski. Andrzej Duda podjął decyzję o ułaskawieniu 20 września, sąd przekazał informację o decyzji Kancelarii Premiera 15 października.

Bardzo się cieszę, ogromnie dziękuję prezydentowi Andrzejowi Dudzie za taką decyzję oraz wszystkim, którzy przez ten cały czas mi pomagali, wspierali mnie i moją rodzinę. Dziękuję za wszelkie ofiary i modlitwy - komentuje w rozmowie z Onetem Szydło.

W uzasadnieniu datowanej na 20 września decyzji o ułaskawieniu, zaznaczono, że prezydent podejmując decyzję o skorzystaniu z prawa łaski, "miał na uwadze względy humanitarne, a w szczególności: tragiczny splot zdarzeń, które doprowadziły do nieumyślnego zdarzenia, dotychczasową niekaralność, odbycie części kary pozbawienia wolności, obecne zachowanie i wiek osoby skazanej".

Walka o życie

Do zdarzeń, które doprowadziły do skazania 29-latka doszło w 2017 roku. Do Czarnogóry pojechał razem z Oratorium św. Jana Bosko z Oświęcimia. Do feralnego wydarzenia doszło podczas jego samotnej wyprawy na szczyt Szuszeń, znajdujący się nieopodal Baru, jednego z nadmorskich kurortów Czarnogóry.

Podczas drogi powrotnej ze szczytu Szydło zabłądził, stoczył się w dół zbocza w gęste chaszcze, z których nie mógł się wydostać. Skontaktował się z pilotem wycieczki, który zawiadomił służby, ale ratownicy nie potrafili zlokalizować Polaka.

Po konsultacji ze służbami ustalono, że Szydło ma rozpalić ognisko, by ułatwić pracę ratownikom. Miał przy sobie niezbędne do tego rzeczy, więc wzniecenie ognia nie było problemem. Polak tłumaczył, że jego małe ognisko nie zostało zauważone, więc służby ratunkowe nalegały, by rozpalił większy ogień. "Stwierdzili nawet, że jeśli coś się zapali to będę bezpieczny, ponieważ płomienie powędrują w górę zbocza. Tak się stało. Kiedy tylko zapaliłem nazbierany chrust płomienie w ciągu kilku sekund przeskoczyły i zajęły sąsiednie rośliny" - napisał w liście do prezydenta RP.

Szydło musiał uciekać przed ogniem, by się ratować. Spuścił się 20 metrów w dół przy okazji raniąc mocno plecy. Po jakimś czasie odnaleźli go myśliwi. Polak od razu został przewieziony na policję, gdzie miał złożyć zeznania. Zatrzymano go i tylko dzięki naleganiom kolegów przewieziono do szpitala, by opatrzyć rany.

Polaka oskarżono o umyślne spowodowanie pożaru i stworzenie zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi. Według czarnogórskich służb pożar spowodował szkody sięgające 38 tysięcy euro. Nikomu jednak nic się nie stało.

Proces Szydło trwał osiem miesięcy. W 2018 roku mężczyzna został skazany za nieumyślne spowodowanie pożaru i podpalenie lasu w Barze na rok bezwzględnego pozbawienia wolności w więzieniu w Czarnogórze. Potem sprawę przekazano do Polski. Krakowski sąd zdecydował o przejęciu odbycia kary na terenie kraju i odsiadce 10 miesięcy bliżej rodzinnego domu.