Te kości mają co najmniej sto lat - taka jest oficjalna odpowiedź strony białoruskiej na polski wniosek o informację na temat szczątków znalezionych w klasztorze w Głębokiem. Do tej pory prasa i świadkowie twierdzili, że odnalezione groby mogą należeć do polskich ofiar zbrodni NKWD z czasów drugiej wojny światowej. Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa nie wyklucza, że białoruskie ustalenia są prawdziwe.

Sekretarz rady Andrzej Przewoźnik w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Zasadą przypomniał, że mroczna historia soboru w Głębokiem nie rozpoczęła się w XX wieku, ale dużo wcześniej. Klasztor był wykorzystywany przez zaborcę carskiego jako więzienie, a nawet jako miejsce dokonywania egzekucji. Prawdopodobnie byli tam też przetrzymywani powstańcy styczniowi - stwierdził.

Jeśli szczątki faktycznie pochodzą z końca XIX wieku, to pozostaje pytanie, dlaczego w piwnicach odkryto przedmioty z międzywojnia, m.in. paczkę po papierosach warszawskiej fabryki Progres. Ten klasztor był wykorzystywany jako więzienie po 17 września 1939 r. - zaznaczył Przewoźnik.

W soborze mogli więc przebywać Polacy. Jednak na razie nie ma pewności, czy ich tam mordowano. Łatwiej byłoby odpowiedzieć na to pytanie, gdyby polskich specjalistów dopuszczono do badań. Andrzej Przewoźnik już wystąpił do swego odpowiednika na Białorusi o rozmowy na temat możliwości wyjazdu naszych ekspertów do Głębokiego.