Nie wypożyczaliśmy Lechowi Wałęsie żadnych oryginałów, to były tylko kopie bezużytecznych dokumentów - Gromosław Czempiński obala tezę postawioną przez autorów książki o byłym prezydencie.

Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk twierdzą, że oryginały tajnych akt dotyczących działalności TW "Bolka" zostały udostępnione byłemu prezydentowi z pominięciem wszelkich obowiązujących zasad i procedur. Według nich, część dokumentów nigdy z Belwederu nie wróciła. Brakuje między innymi notatek i doniesień agenturalnych "Bolka", pokwitowań otrzymanego wynagrodzenia.

Były szef UOP-u, który dokumenty od Lecha Wałęsy odbierał, twierdzi, że raz zauważył braki. Po pierwszym wypożyczeniu. Stwierdziliśmy, że brakuje około 20 stron. Prezydent je oddał w zaklejonej kopercie z adnotacją, by nie otwierać bez zgody Prezydenta RP. I my tę decyzję uszanowaliśmy - powiedział Czempiński. Posłuchaj:

Uszanowali i bez otwierania odłożyli. Drugiego wypożyczenia dokumentów, które według autorów książki miało na celu doczyszczenie teczki i usunięcie wszystkich śladów mogących wiązać prezydenta z "Bolkiem", Gromosław Czempiński najpierw w ogóle nie potrafił sobie przypomnieć, jednak gdy reporterka RMF FM zacytowała fragment służbowej notatki ówczesnego ministra Andrzeja Milczanowskiego wskazującej jednoznacznie, że to Czempiński odbierał dokumenty od Wałęsy, pamięć częściowo powróciła:

Po paru latach okazało się, że w paczce z Belwederu brakowało co najmniej 74 kart dokumentacji opatrzonej klauzulami „tajne” i „tajne specjalnego znaczenia”.