Spór społeczników, zasłona milczenia ze strony organizacji, która odpowiada za tak zwany "przepadek" zwierząt, brak informacji od powiatowego lekarza weterynarii i wzajemne przerzucanie się oskarżeniami w internecie.

Tak w skrócie można opisać sytuację dotyczącą stada, które po długiej batalii obrońców praw zwierząt, kilka miesięcy temu udało się uchronić się przed śmiercią. Chodzi o krowy z Deszczna w Lubuskiem, które przed laty uciekły z zagrody swojego właściciela. Stado rozrosło się do ponad stu sztuk i żyło na wolności. Wiosną zapadła decyzja o wyłapaniu krów i uboju.  Po interwencji społeczników w Ministerstwie Rolnictwa i Głównym Inspektoracie Weterynarii - udało się ją jednak cofnąć. Sąd zdecydował wtedy o formalnym przejęciu stada od pierwotnych właścicieli i przepadku zwierząt. Opiekę nad nimi i znalezienie schronienia zadeklarowało wówczas Biuro Ochrony Zwierząt z Zielonej Góry.

Pierwszego grudnia minął tymczasem ustawowy termin na zapewnienie zwierzętom schronienia w postaci np. wiaty. Krowy nadal pasą się na polach należących do rolnika Grzegorza Piotrowskiego. Organizacja zawiadująca przepadkiem zwierząt, podpisała z nim umowę na wypas na jego terenie. BOZ płaci za tę możliwość na ustalonych wcześniej warunkach. W internecie cały czas trwa zbiórka pieniędzy na opłaty za pastwisko i siano dla krów. Oficjalnie wciąż nie wiadomo dokąd ma trafić stado.

"W tym miesiącu krowy powinny zostać wywiezione"

Szefowa Biura Ochrony Zwierząt z Zielonej Góry nie chce zdradzać żadnych szczegółów. Przygotowujemy się do wywózki i w tym miesiącu krowy powinny zostać wywiezione. Niedaleko, około 20 km od miejsca, w którym przebywają. Pod warunkiem, że nikt nam nie przeszkodzi, bo jest cała grupa ludzi, która przeszkadza. My robimy wszystko, żeby wyjechały w tym miesiącu. Byki zostaną zawiezione w inne miejsce, krowy w inne. Zwierzęta trafią do prywatnego gospodarza - tłumaczy Izabela Kwiatkowska z BOZ, która dodaje, że organizacja podpisała już umowę przedwstępną z rolnikiem, który ma przejąć zwierzęta.

W dokumencie miał się znaleźć zapis o karze umownej w wysokości 200 tys. złotych, w przypadku gdyby rolnik wycofał się z propozycji. Umowa ma też zawierać zapisy dotyczące tego, żeby krowy nie były zacielane, oraz o wazektomii byków. Zwierzęta nie mogą również zostać wprowadzone do "łańcucha pokarmowego".

Szefowa BOZ zapewnia, że ufa rolnikowi, który zadeklarował schronienie dla stada i na podstawie wstępnej umowy jest pewna, że ewentualny przyszły właściciel zwierząt będzie w stanie na własny koszt utrzymać blisko 200 sztuk bydła. Oczywiście, że tak. Skoro ta osoba złożyła swój podpis pod ewentualną karą w wysokości 200 tys. złotych to chyba nikt nie jest takim "kamikadze" żeby się tak podłożyć - mówi Izabela Kwiatkowska, która na razie nie chce zdradzić dokąd konkretnie mają pojechać krowy i kto ma się nimi zająć. Zaznaczamy, że pytamy o to w imieniu osób, które w maju przejęły się losem tych zwierząt i wpłacały pieniądze na internetową zbiórkę na ich rzecz.

Ja tej informacji udzielę, ale po przemieszczeniu stada jak już będzie bezpieczne. Nie powiem, ze względu na bezpieczeństwo tego stada. Grupa społeczna hejtująca nas i wszystko co proponujemy nie jest do końca zrównoważona. Te pieniądze, które ludzie wpłacali już wykorzystaliśmy i rozliczyliśmy się z każdej złotówki - tłumaczy szefowa BOZ, która zaznacza, że jej zdaniem obecna propozycja to jedyna możliwość uratowania zwierząt.

Poprzednie scenariusze zakładały transport stada do Czarnocina w woj. zachodniopomorskim i Naczkowa w woj. opolskim. Pierwsza z opcji nie wypaliła m.in. z powodu braku zgody tamtejszego powiatowego lekarza weterynarii. Ostatecznie z deklaracji azylowania stada wycofał się też rolnik, który wcześniej złożył taką propozycję. Druga z opcji nie udała się również ze względu na to, że właściciel terenu, na który miały trafić krowy - wycofał się z wcześniejszych ustaleń.

Społecznicy nie ufają BOZ

W internetowej grupie dotyczącej ratowania stada krów z Deszczna, każdego dnia pojawiają się nowe informacje i komentarze dotyczące obecnych i ewentualnych dalszych losów stada. To jednak w większości wątpliwości i pytania zainteresowanych osób. Jeden z wpisów dotyczy milczenia ze strony BOZ. Jego autor pisze: Napięcie spowodowane brakiem informacji eskaluje (...) konsekwencje braku rzetelnych sprawozdań i braku chęci współpracy widzimy już od jakiegoś czasu, co objawia się nerwową atmosferą wyczuwalną od jakiegoś czasu.

Wpis pojawił się m.in. po tym jak na polu, na którym pasą się krowy - jedną z nich znaleziono martwą. BOZ tłumaczyło wówczas, że krowa została podrzucona na łąkę. Dowodem na to miała być m.in. słoma znaleziona w treści żołądka podczas sekcji zwłok zwierzęcia. Nie karmiliśmy słomą naszych zwierząt - napisali w internetowym wpisie członkowie Biura Ochrony Zwierząt. W oficjalnym oświadczeniu, podpisanym przez szefową organizacji czytamy: Z uwagi na dobro prowadzonego postępowania przygotowawczego prowadzonego pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Gorzowie Wielkopolskim BOZ nie będzie udzielało żadnych dalszych informacji. W tym samym oświadczeniu czytamy też o wynikach sekcji zwłok zwierzęcia, z której jasno miało wynikać, że krowa została podrzucona.

Tej wersji nie dali jednak wiary społecznicy m.in. z Arki dla Zwierząt, którzy jeszcze przed usunięciem padłego zwierzęcia z pola, zlecili niezależnemu weterynarzowi z Choszczna w Zachodniopomorskiem ponowną sekcję. Lekarz stwierdził znaczne powiększenie stawu kolanowego zwierzęcia i wygojone złamanie kości udowej. W protokole z poprzedniej sekcji o stawach zwierzęcia nie ma jednak mowy. Lekarz z Choszczna nie mógł dokończyć prowadzonych oględzin, bo jak napisał w protokole - na pole wtargnął mężczyzna, podający się za tymczasowego opiekuna stada, który miał uniemożliwić dalsze czynności. Wniosek o uszkodzonych stawach, wg społeczników z którymi rozmawialiśmy, to dowód na to, że krowa wcale nie została podrzucona, ale była jednym ze zwierząt w stadzie. Padła z głodu, bo z uszkodzonym stawem, nie mogła dostać się do jedzenia - twierdzą nasi rozmówcy.

Chleb na pastwisku

Społeczników nie związanych z BOZ zaniepokoiła też jedna z wizyt na pastwisku, podczas której mężczyzna podający się za tymczasowego opiekuna stada, wysypał na polu spore ilości pieczywa. Zaalarmowali o tym naszą redakcję, przesyłając zdjęcia samochodu, którym pieczywo przywieziono. Izabela Kwiatkowska z Biura Ochrony Zwierząt, twierdzi, że było to jednorazowe zdarzenie. Nie było żadnego karmienia chlebem tonami. Było częstowanie chlebem. Podczas kontroli powiatowego lekarza weterynarii, przyjechał tam pan - przyszły właściciel i krowy były tylko częstowane na takiej zasadzie jak się człowieka częstuje cukierkiem. Jako przysmak, jako afrodyzjak. Powiatowa lekarz weterynarii była na kontroli razem z nami i również częstowała - tłumaczy szefowa BOZ.

O oficjalne informacje w sprawie stada krów z Deszczna próbowaliśmy zapytać w Powiatowym Inspektoracie Weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim. W sekretariacie, a później także bezpośrednio od inspektor Edyty Siwickiej usłyszeliśmy, że w instytucji obowiązuje nowa polityka informacyjna, na podstawie której dziennikarze są zobowiązani najpierw przysłać listę pytań, a następnie po udzieleniu odpowiedzi - muszą przesłać fragmenty, które planują opublikować. Na siedem zadanych pytań, pięć dni przed publikacją materiału - nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Lek. Wet. Edyta Siwicka nie odpowiedziała też na prośbę o spotkanie podczas naszej wizyty w Gorzowie Wielkopolskim, ani na wcześniejszą prośbę o wskazanie ewentualnego terminu rozmowy.

Wojna na oświadczenia

Do działań Biura Ochrony Zwierząt odniósł się prof. Andrzej Elżanowski z Polskiego Towarzystwa Etycznego. W jego oświadczeniu czytamy: Po pół roku p. Izabeli Kwiatkowskiej jako prezeski Biura Ochrony Zwierząt, stado z Deszczna znajduje się w gorszych warunkach niż przed odebraniem ich przez Sąd poprzednim właścicielom. (...) Przypominamy p. Kwiatkowskiej, że prawnie nie jest ona właścicielką stada, tylko wykonawczynią przepadku, a moralnie jest zobowiązana do respektowania humanitarnego celu ratowania tych zwierząt i działania zgodnie z intencją setek darczyńców. (...) Uważamy za karygodne nadużycie społecznego zaufania i wzywamy ją do konsultowania dalszych poczynań ze wszystkimi organizacjami, które były zaangażowane w ratowanie stada - napisał prof. Andrzej Elżanowski z PTE w oświadczeniu opublikowanym 21 listopada.

Dobrostan zwierząt wbrew twierdzeniom A. Elżanowskiego nie pogorszył się. Zwierzęta otrzymują pożywienie w postaci siana oraz suszonych warzyw, mają także zapewniony stały dostęp do czystej wody pitnej z naturalnych zbiorników.(...)Twierdzenia A. Elżanowskiego o katastrofalnej sytuacji stada krów z Deszczna są całkowicie nieprawdziwe i są de facto próbą narażenia na utratę zaufania publicznego kierowanej przeze mnie organizacji - napisała dzień później Izabela Kwiatkowska z BOZ.

Pełną treść oświadczeń można przeczytać na stronach Biura Ochrony Zwierząt i Polskiego Towarzystwa Etycznego na Facebooku.

Incydent na Zakolu Santockim

Realizując materiał dotyczący obecnej sytuacji stada krów z Deszczna, w czwartek 5.12.2019 pojechaliśmy w miejsce, w którym przebywa słynne już na całą Polskę stado. Po uprzedniej rozmowie telefonicznej z właścicielem łąk i uzyskaniem od niego zgody na wjazd, dotarliśmy do Ciecierzyc. Łąka na której przebywa stado, znajduje się kilka kilometrów od miejscowości.

Po przeprawie przez polne drogi, docieramy do pastwiska. Pole jest otoczone tzw. "pastuchem" czyli drutem podłączonym do prądu, który ma uniemożliwiać stadu wydostanie się poza wygrodzony teren. Towarzyszyła nam przedstawicielka Arki dla Zwierząt, która wskazała nam drogę do miejsca wypasu bydła. Po kilku minutach przebywania na polu i sfotografowaniu stada, ruszyliśmy w drogę powrotną.

Przy wyjeździe z pól, drogę naszemu samochodowi z logo RMF FM ( wiadomo więc było, że chodzi o dziennikarzy - przyp.red) zajechał samochód dostawczy. Prawdopodobnie ten sam, którym na pole przywieziono wspomniany wcześniej chleb. Auto zaparkowało w taki sposób, by nie dało się go ominąć. Mężczyzna, który z niego wysiadł przedstawił się jako Mariusz Myszkowski. Twierdził, że jest właścicielem stada i należy pytać go o zgodę na fotografowanie na tym terenie. Wiem w jakim kierunku zmierza pana materiał - zaznaczył. Kiedy tłumaczyliśmy, że wyłącznie w stronę obiektywnej relacji, na odchodne rzucił: to się okaże, sprawdzimy.

Jak nieoficjalnie ustaliliśmy to ten mężczyzna ma przejąć stado z Deszczna od BOZ. Organizacja zapowiedziała tymczasem pozwy przeciwko konkretnym osobom, które miały "hejtować" jej działania.


Opracowanie: