Sprzeczności między wypowiedziami i oświadczeniami Włodzimierza Cimoszewicza i Anny Jaruckiej będzie wyjaśniać prokuratura. Wczoraj trafił tam trzeci już wątek tej sprawy – sztab marszałka zarzuca Jaruckiej fałszerstwo i składanie nieprawdziwych zeznań.

Najstarsze ze śledztw dotyczy pełnej tajemnic sprawy szyfrogramów z MSZ. O ich wyniesienie podejrzewano Annę Jarucką. Sprawa ta miała być powodem przeszukania jej mieszkania. Śledztwo to ciągnie się już jednak latami, trudno się zatem spodziewać, by rychło przyniosło jakieś konkretne postanowienia.

Mniej skomplikowane jest postępowanie w sprawie oświadczenia majątkowego Cimoszewicza. Komisja śledcza zawiadomiła prokuraturę, że marszałek zataił fakt posiadania akcji PKN Orlen. Znając doświadczenia z tego typu sprawami, prawdopodobne jest, że zakończy się ono umorzeniem ze względu na małą szkodliwość czynu.

Ostatni, trzeci wątek, zostanie uruchomiony przez doniesienie sztabu Cimoszewicza. - Liczę, że prokuratura szybko i sprawnie wyjaśni całą sprawę - mówi Katarzyna Piekarska, szefowa sztabu marszałka, która jest przekonana, że „mamy do czynienia z prowokacją”.

To jednak wyjaśni się, gdy zgłębione zostaną losy pieczątek z podpisem Cimoszewicza. Kluczowe mogą być zeznania pracownicy MSZ, Agnieszki Szczepaniak, która miała być świadkiem wyniesienia jednej z nich przez Jarucką. Szczepaniak na razie nie chce się wypowiadać na ten temat. Jednak to właśnie jej zeznania oraz analizy pieczątek z podpisami Cimoszewicza mogą doprowadzić do wyjaśnienia tej dość tajemniczej sprawy.

Sama Jarucka chce, by marszałek Sejmu ujawnił "całą dokumentację", dotyczącą faksymile jego podpisu. Według Jaruckiej w trakcie wtorkowej konferencji prasowej Cimoszewicz "przytaczał tylko część dokumentów w tej sprawie i to wygodną dla siebie". Jarucka twierdzi, że "nigdy nie miała w rękach żadnego faksymile Cimoszewicza" i że to ona zwróciła się do kierownictwa MSZ o wyjaśnienie sprawy zaginionej pieczęci z podpisem.