Przed sądem we Wrocławiu rozpoczął się proces kobiety chorej na stwardnienie rozsiane. 28-latka domaga się od szpitala terapii konkretnym lekiem. Preparat jest zarejestrowany w Polsce, ale nie jest refundowany.

Na pierwszą rozprawę stawił się pełnomocnik 29-letniej Doroty Z. Odmówił odpowiedzi na pytania dotyczące stanu zdrowia kobiety. Mogę powiedzieć jedynie, że nadal domagamy się od szpitala wojskowego, aby leczył Dorotę Z. lekiem Gilenya - powiedział Bartosz Kuchta.

Wyjaśnił, że Z. chce być leczona w szpitalu wojskowym, bo leczyła się w nim wcześniej i w tej placówce uznano, że lek jej pomoże. To nie powódka wymyśliła sobie, że chce być leczona tym konkretnym lekiem, tylko lekarze szpitala wojskowego uznali, że będzie on dla niej najwłaściwszy - powiedział Kuchta. Według niego, lekarze wystąpili do Ministerstwa Zdrowia o zgodę na podanie leku i ją uzyskali. Nie zgodził się na to Narodowy Fundusz Zdrowia. Pacjentka przez jakiś czas - na ile pozwalały jej fundusze oraz zbiórka pieniędzy - kupowała lek sama. 

Pełnomocnik Doroty Z. - pytany przez dziennikarzy, dlaczego kobieta nie pozywa NFZ, który odmówił finansowania leczenia - wyjaśnił, że pacjentka jest leczona w szpitalu. Jeśli zatem placówka medyczna ma problemy z NFZ, to ona powinna pozywać Fundusz, a nie pacjentka.

Kobieta walczy od lat. Sądy zmieniają decyzję

Ostatecznie kobieta wystąpiła z pozwem do sądu, aby ten nakazał leczyć ją środkiem Gilenya w szpitalu wojskowym we Wrocławiu. Wrocławski sąd wydał decyzję nakazująca szpitalowi wojskowemu leczenie preparatem. Jednak w kwietniu Sąd Apelacyjny we Wrocławiu zmienił jego postanowienie. Uznał, że w Polsce brakuje przepisów, które pozwalałby pacjentowi domagać się od konkretnej placówki medycznej leczenia wskazanym przez siebie lekiem. 

Miesięczna terapia kosztowała kobietę 8 tysięcy złotych

Dorota Z. od 9 lat choruje na stwardnienie rozsiane. Wcześniej była leczona m.in. interferonem, który znajduje się na liście terapii refundowanych przez NFZ. Ten specyfik mogła przyjmować w domu. Później lek przestał jej pomagać, a postępująca choroba sprawiła, że mogła się poruszać już tylko na wózku.

Wtedy rozpoczęła przyjmowanie leku Gilenya - dzięki wsparciu finansowemu prywatnych osób, bo miesięczny koszt terapii to 8 tys. zł. Półroczne przyjmowanie leku pozwoliło Z. poruszać się o własnych siłach. Gdy skończył się zapas leku - ponownie przestała chodzić. Wtedy wystąpiła do sądu o leczenie lekiem Gilenya.