Obraz podpisany Marc Chagall przechwycony we wrześniu na wschodniej granicy prawdopodobnie nie jest oryginałem - taką opinię przekazał celnikom biegły. Prawdopodobnie – bo nie był do końca pewny. Jednak rozstrzygnięcia tej sprawy raczej nie doczekamy się nigdy. Człowiek, który 4 września próbował wwieźć do Polski obraz, twierdził, że otrzymał go w formie darowizny od ojca. Jak powiedział, wydaje mu się, że jest to oryginalne dzieło. 51-letni obywatel Ukrainy przewoził obraz na tylnym siedzeniu skody. Płótno było przykryte kurtką.

Biegły wskazał na różnice w palecie kolorów, które mają się różnić nieznacznie od typowych dla Marca Chagalla. Zwrócił uwagę również na nieco inny podpis, niż typowy dla artysty. Jednocześnie jednak przyznał, że do końca nie jest pewny, ponieważ Chagall używał różnych podpisów.

Według biegłego, który co prawda uznaje obraz za nieautentyczny, należałoby wykonać specjalistyczne badania - tłumaczy Marta Szpakowska, rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Lublinie. Celnicy dowiadywali się, jaki byłby koszt szczegółowego badania m.in. składu chemicznego farb. Z tego co nam wiadomo kompleksowa ekspertyza to kilkadziesiąt tysięcy euro - mówi Marta Szpakowska.

Czy prokuratura, która teraz będzie zajmować się sprawą, zdecyduje się na tak kosztowną ekspertyzę? Nie wiadomo. Bez badań do końca nie będzie wiadomo, czy to oryginał. Gdyby to był jednak oryginał, koszt badań mógłby przekroczyć wartość rynkową obrazu.

Taką ekspertyzę mógłby wykonać Instytut Chagalla w Paryżu, ale według tamtejszego prawa, gdyby okazało się, że jest to podróbka - od razu musiałaby być zniszczona. Niewykluczone, że po procedurze sprawdzającej -  z racji, że nie jest to oryginał - Ukrainiec będzie mógł go odzyskać.

(j.)