"To prokuratura może zbadać sprawę nielegalnego odwołania mnie z funkcji przewodniczącego Krajowej Rady Sądownictwa" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Leszek Mazur. Sędzia - mimo odwołania go bez żadnego trybu - sam złożył rezygnację. Wybór jego następcy jest zaplanowany na piątek.

Leszek Mazur, były już szef Krajowej Rady Sądownictwa nie zamierza zawiadomić śledczych. Jak mówi, nie chce, żeby sprawa była odbierana jako walka o funkcję, którą pełnił. 

Twierdzi, że sprzeciwia się łamaniu procedur. 

Podkreśla również, że wiceszef KRS, poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, który forsował jak najszybsze odwołanie go, mógł dopuścić się niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień. To byłoby przestępstwem. 

Sędzia uważa, że sprawa jest publiczna, dlatego według niego, śledczy z urzędu powinni ją zbadać. 

Jak nieoficjalnie dowiedział się dziennikarz RMF FM, o funkcję szefa KRS zamierzają walczyć członkowie KRS z frakcji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz Łukasza Piebiaka, który odszedł z resortu sprawiedliwości po ujawnieniu afery hejterskiej. 

KRS w połowie stycznia odwołała w głosowaniu przewodniczącego Rady Leszka Mazura i rzecznika prasowego sędziego Macieja Miterę. 

Ten drugi stracił też funkcję członka prezydium. W zeszłym tygodniu sędzia Mazur złożył rezygnację z funkcji szefa Rady.

W związku z tym I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska zamierza zwołać posiedzenie KRS na 29 stycznia. 


O tym, że grupa członków nowej Krajowej Rady Sądownictwa znalazła sposób na łatwe dorobienie do pensji, nasz dziennikarz Patryk Michalski informował w połowie grudnia.

Chodziło o pobieranie dodatkowych diet za pracę w komisjach działających przy KRS. Pięć z nich od lat zwoływano wyłącznie przy okazji posiedzeń plenarnych Rady, ale od lipca zaczęły obradować również w innych terminach.

Dlaczego? Bo w czerwcu weszła w życie pandemiczna uchwała, która umożliwiła obrady zdalne. Jako pierwszy o sprawie poinformował "Dziennik Gazeta Prawna". Według informacji gazety, od lipca odbyło się 18 dodatkowych posiedzeń różnych komisji, za które ich uczestnikom wypłacono ponad 120 tysięcy złotych. W grudniu Patryk Michalski ujawnił jednak, że skala procederu była większa.

W ciągu niespełna pięciu miesięcy zwołano łącznie aż 26 posiedzeń komisji: bibliotecznej oraz ds. ochrony danych osobowych, reformy wymiaru sprawiedliwości, kontaktów międzynarodowych i etyki.

Koszt tych dodatkowych posiedzeń powinien sięgnąć w sumie ponad 160 tysięcy złotych - przewodniczący Leszek Mazur zablokował jednak wypłatę 51 diet za siedem posiedzeń na łączną kwotę ponad 49 tysięcy złotych.

Dodajmy, że na zwoływaniu dodatkowych posiedzeń komisji rekordziści - sędziowie Dariusz Drajewicz i Maciej Nawacki - zarobili po ponad 20 tysięcy złotych brutto.

Opracowanie: