We wtorek przed południem Krzysztof Bondaryk stawił się na przesłuchanie w Prokuraturze Rejonowej w Białymstoku. Jak po godz. 12 poinformowała Prokuratura Krajowa, były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego usłyszał dwa zarzuty: przekroczenia uprawnień i zaniechania obowiązków w sprawie przyjęcia do służby w ABW jednego z pracowników cywilnych Agencji. Grozi mu 10 lat więzienia.

W oświadczeniu Prokuratura Krajowa tłumaczyła, że ówczesny Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego 20 grudnia 2007 roku wydał rozkaz personalny. Na jego mocy jeden z pracowników cywilnych ABW z dniem 21 grudnia 2007 roku został przyjęty do służby w Agencji i mianowany funkcjonariuszem w służbie stałej na stanowisku Doradcy Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Do zatrudnienia doszło pomimo tego, że w toku postępowania sprawdzającego przeprowadzonego na podstawie wówczas obowiązującej ustawy o ochronie informacji niejawnych, mającego poprzedzać akt mianowania, ustalono, że kandydat uzyskał i posługiwał się stwierdzającym nieprawdę dokumentem - świadectwem ukończenia studiów podyplomowych w Instytucie Organizacji i Zarządzania w Przemyśle "ORGMASZ" z siedzibą w Warszawie. Ponadto, wobec funkcjonariusza istniało ryzyko, że będzie podatny na szantaż lub wywieranie presji. 

Pracownik, o którym mowa w czasie okresu pracy dla Agencji miał zarobić 2 miliony złotych, zaś z tytuł zasiadania w radach nadzorczych osiągnął dochód w wysokości ponad 271 tysięcy złotych.

Prokuratura zarzuca też Bondarykowi niedopełnienia obowiązków, ponieważ wbrew prawu nie zawiadomił policji ani prokuratury o co najmniej dwóch przestępstwach: wystawieniu dokumentu poświadczającego nieprawdę co do okoliczności mających znaczenie prawne oraz posługiwania się tym dokumentem przez osobę ubiegającą się o mianowanie na funkcjonariusza w służbie stałej ABW.
Rzecznik Prokuratury Regionalnej w Białymstoku prokurator Paweł Sawoń poinformował po zakończeniu czynności z udziałem podejrzanego, że wobec Bondaryka prokurator nie zastosował środków zapobiegawczych. Poinformował też, że śledztwo będzie kontynuowane, bo - jak dodał - "zachodzi konieczność wykonania jeszcze innych czynności procesowych". Powiedział też, że znaczna część dokumentów w śledztwie jest objęta klauzulą tajności.

To bzdury po prostu, wymyślone, nieprawdziwe i myślę, że to będę w stanie udowodnić przed niezawisłym sądem, jeżeli do tego sądu jakiegoś niezawisłego jeszcze dojdę o własnych siłach - powiedział dziennikarzom Bondaryk po wyjściu z prokuratury, do której stawił się przed południem.


Jak mówił Bondaryk dziennikarzom, usłyszał zarzuty zgodnie z wezwaniem, czyli z art. 231 p.2 Kodeksu karnego. Powiedział, że ma chodzić o zatrudnienie przez niego byłego funkcjonariusza ABW, ale - jak dodał - prokurator zastrzegł tajemnicę śledztwa, nie otrzymał on treści zarzutu ani uzasadnienia. Dlatego nie może nic więcej powiedzieć; odniesie się po otrzymaniu ich.

W oświadczeniu przekazanym PAP zaznaczył, że nie zgadza się, by w przekazach medialnych został Krzysztofem B. z "zamazaną twarzą". Nazywam się Krzysztof Bondaryk i tak proszę o mnie mówić - dodał.

Kariera w ABW

Bondaryk pełnił obowiązki szefa ABW od połowy listopada 2007 r., a formalnie szefem Agencji został w styczniu 2008 roku. W 2013 roku podał się do dymisji, bo - jak podawały wówczas media - nie zgadzał się z planowanymi zmianami w ABW.

Z wykształcenia jest historykiem, w latach 80. działał m.in. w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Po 1989 r. został pełnomocnikiem szefa MSW Krzysztofa Kozłowskiego do spraw tworzenia Urzędu Ochrony Państwa w Białymstoku, a w latach 1990-96 był szefem delegatury UOP w tym mieście.

W latach 1997-98 pracował w departamencie nadzoru i kontroli MSWiA, a w latach 1998-99 był wiceministrem w tym resorcie. Był odpowiedzialny m.in. za wprowadzenie ustawy o ochronie informacji niejawnych i krajowego centrum informacji kryminalnej. Później pracował w sektorze telekomunikacyjnym i bankowym. W latach 2006-07 był ekspertem sejmowej komisji ds. służb specjalnych.

Siemoniak: To polowanie PiS-u na uczciwych oficerów

Tomasz Siemioniak, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej ocenił, że sprawa byłego szefa ABW gen. Krzysztofa Bondaryka to kolejny element polowania PiS-u na byłych szefów służb.

Układa się to w fatalną serię, w polowanie na uczciwych oficerów, którzy przez lata w różnych funkcjach służyli Rzeczpospolitej, którzy nierzadko własne życie i zdrowie narażali w różnych sytuacjach, dziś z powodów politycznych są piętnowani, dziś z powodów politycznych stawiane są im absurdalne i dęte, polityczne zarzuty - mówił Siemoniak. Jak ocenił jest to "coś haniebnego, bo to jest uderzanie w ludzi, którzy nie sprawowali funkcji politycznych, są emerytowanymi oficerami".

Posłowie PO zwrócili jednocześnie uwagę, że oskarżenia wobec Bondaryka dotyczą polityki kadrowej oraz "bliżej nieokreślonych umów". Myślę, że wszyscy zdają sobie sprawę, że ABW to ogromna instytucja z działami kadr, z setkami zatrudnionych ludzi, z procedurami i to działanie wobec b. szefów służb przypomina działanie na zasadzie słynnego sowieckiego prokuratora Wyszyńskiego: dajcie człowieka, a znajdę wam paragraf - powiedział były minister obrony.

Dopytywany czy sprawa ma związek z b. premierem Donaldem Tuskiem stwierdził, że "celem PiS w każdej sprawie jest próba dotarcia do obecnego przewodniczącego RE". Zaczynają się wybory, kampanie wyborcze i szefowie służb są tutaj wykorzystywani, żeby pokazywać, że za rządów gdy premierem był Tusk działo się coś złego - argumentował.

Siemoniak odniósł się także do aspektu wizerunkowego na arenie międzynarodowej twierdząc, że wszystko co wypracowali do tej pory polscy funkcjonariusze i oficerowie, "zaufanie, które zbudowały sobie nasze służby różnymi operacjami jest w tym momencie trwonione, bo widać, że służby są wykorzystywane do walki wewnętrznej".

(nm)