Na dożywocie skazał Sąd Okręgowy w Kielcach 51-letniego kielczanina, Marka S., oskarżonego o zabójstwo w 2015 r. małżeństwa w mieszkaniu na osiedlu KSM. Motywem zbrodni był dług. Mężczyzna miał upozorować samobójstwo pary. ​Marek S. ma też zapłacić bliskim ofiar 200 tys. zł tytułem zadośćuczynienia.

Na dożywocie skazał Sąd Okręgowy w Kielcach 51-letniego kielczanina, Marka S., oskarżonego o zabójstwo w 2015 r. małżeństwa w mieszkaniu na osiedlu KSM. Motywem zbrodni był dług. Mężczyzna miał upozorować samobójstwo pary. ​Marek S. ma też zapłacić bliskim ofiar 200 tys. zł tytułem zadośćuczynienia.
Marek S. / Piotr Polak /PAP

Proces w tej sprawie miał charakter poszlakowy. Wyrok nie jest prawomocny.

Ciała małżonków - 30-letniej kobiety i 53-letniego mężczyzny - znaleziono na początku lutego 2015 r. w mieszkaniu na osiedlu KSM w Kielcach. Policję zawiadomił krewny małżeństwa, który przyszedł do ich mieszkania zaniepokojony brakiem kontaktu z rodziną.

Ciała małżonków nosiły ślady licznych obrażeń. Początkowo mówiono o tzw. samobójstwie rozszerzonym, lecz śledczy nie wykluczali innych hipotez.

Marek S. przyjaźnił się z małżeństwem

W kwietniu 2015 r. świętokrzyscy policjanci zatrzymali w Radomiu Marka S. Kielczanin usłyszał zarzut podwójnego zabójstwa. Mężczyzna, który wcześniej prowadził różnego rodzaju działalność gospodarczą, przyjaźnił się z małżeństwem. Według śledczych, był im winien co najmniej 200 tys. zł, a motywem zabrodni była niemożność zwrotu długu - czego domagali się małżonkowie.

Markowi S. poza zarzutem podwójnego zabójstwa "w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie", postawiono w śledztwie także zarzuty: oszustwa na kwotę 120 tys. zł i ponad 83 tys. dolarów, przywłaszczenie 50 tys. zł oraz nakłaniania swoich późniejszych ofiar do udziału we włamaniu. S. nie przyznał się do zarzutów.

Proces w tej sprawie toczył się od 2016 r., częściowo za zamkniętymi drzwiami i miał charakter poszlakowy. W ustnych motywach uzasadnienia wyroku przewodniczący składu orzekającego, sędzia Marek Stempniak podkreślił, że proces był skomplikowany, ze względu na "niespotykaną obszerność materiału dowodowego jak na tego rodzaju sprawę", a organy ścigania i oskarżyciele zebrali możliwie najwięcej dowodów, jakie mogły mieć wpływ na rozstrzygnięcie.

Ujawnione poszlaki stanowią całość, która pozwala przyjąć sądowi ustalenie o sprawstwie oskarżonego Marka S. - podkreślił sędzia Stempniak.

Znaczył, że w toku procesu sąd wykluczył inne wersje dotyczące śmierci małżeństwa, jakie podejmowano w śledztwie, tj: tzw. rozszerzone samobójstwo (wykluczyły to opinie sądowo-lekarskie), zemsta rodziny pierwszego małżonka jednej z ofiar, porachunki świata przestępczego (z którym przed laty związana była jedna z ofiar) oraz motyw rabunkowy (w mieszkaniu ofiar nie było śladów przeszukania, pozostała w nim biżuteria).

Pożyczył 200 tys. zł na prowadzenie zakładu opiekuńczo-leczniczego

Sędzia podkreślił, że przy zbrodni zabójstwa niezwykle istotne jest ustalenie motywu. Jak znaczył, w tym przypadku to zadłużenia oskarżonego u ofiar, a 200 tys. zł jakie od nich pożyczył miały być przeznaczone na prowadzenie przez mężczyznę zakładu opiekuńczo-leczniczego.

Sąd zaznaczył, że mimo iż oskarżony zaprzeczył, że pożyczył od małżonków pieniądze, potwierdziły to zeznania świadków i nagrania części rozmów, jakie małżonkowie prowadzili z oskarżonym. Wobec niepowodzenia tego projektu (prowadzenia ZOL), oskarżony wynajdywał rożnego rodzaju źródła mające na celu spłatę pokrzywdzonych, np. otrzymanie w rozliczeniu mieszkania, w mającym powstać osiedlu - dodał sędzia.

Jak opisywał dalej sędzia, obietnice te nie były realizowane, a narastające problemy finansowe małżonków, budziły w nich zniecierpliwienie. Chcieli odzyskać pieniądze, bo planowali przeprowadzkę do Łodzi, domagali się więc zwrotu pieniędzy. W tym czasie oskarżony, w wyniku szeregu nieudanych przedsięwzięć biznesowych, był kompletnym bankrutem, z ogromnym zadłużeniem u osób fizycznych oraz w instytucjach państwowych. Do tego nakładała się sprawa karna przeciwko oskarżonemu o fałszerstwo weksli (...) Pokrzywdzona mówiła innym osobom, że jeżeli oskarżony nie rozliczy się z nimi do końca stycznia 2015 r., to ujawni fakty które będą mogły mieć wpływ na rozstrzygnięcie tejże sprawy - tłumaczył sędzia.

"Ofiary znały bardzo dobrze oskarżonego - nie mogły się spodziewać agresji z jego strony"

Według sądu, oskarżony, czuł się zagrożony - zdecydował się więc na pozbycie się małżonków. W dniu kiedy doszło do ich śmierci, kontaktował się z nimi telefonicznie - ustalali warunki spotkania, podczas którego miał on im oddać dług. Było to ostatnie połączenie z telefonów pokrzywdzonych, które po krótkim czasie zamilkły. Telefon oskarżonego logował się wtedy do stacji położonej w pobliżu miejsca zamieszkania ofiar - analizował sędzia. Dodał, że oskarżony nie ma przekonującego alibi na czas daty zgonu pokrzywdzonych, które pozwoliłoby wykluczyć jego udział w zbrodni.

Sąd podkreślił, że najistotniejszymi poszlakami, w zakresie sprawstwa oskarżonego, są ślady jego krwi ujawnione na miejscu zbrodni. Ich lokalizacja - na klapku jednej z ofiar i na dywanie w pokoju - i ich cechy fizyczne, takie jak np. brak zatarć wskazują, że zostały naniesione przez oskarżonego krótko przed ich ujawnieniem (w śledztwie Marek S. twierdził, że ślady jego krwi znalezione w mieszkaniu pochodziły z grudnia 2014 r. - miał się wówczas skaleczyć, podczas naprawy sedesu w łazience małżonków).

Ofiary znały bardzo dobrze oskarżonego - nie mogły się spodziewać agresji z jego strony, tym bardziej że miał im oddać dług. On jednak wykorzystał po raz kolejny i ostatni ich zaufanie. Wykorzystując ich kompletne zaskoczenie, a przez to i swoją przewagę fizyczną, zachował się z premedytacją, połączoną z wyraźną bezwzględnością, wręcz brutalnością działania - podkreślił sędzia Stempniak.

Ofiary zginęły od uderzeń drewnianą pałką. Sąd przypomniał, że oskarżony próbował upozorować potem tzw. rozszerzone samobójstwo pokrzywdzonych, ale z opinii biegłych wynika, że nacięcia nożem znalezione na ciele mężczyzny wykonano po jego śmierci, a u kobiety - kiedy była już w agonii po wcześniejszych uderzeniach.

Sąd podkreślił, że społeczna szkodliwość czynu popełnionego przez Marak S. i stopień jego winy są bardzo wysokie. Zaznaczył, że kara dożywotniego więzienia jest nie tylko "odpłatą, za dokonaną brutalną zbrodnię, ale i ma do zrealizowania prewencyjny cel w stosunku do potencjalnych sprawców tego rodzaju okrutnych zabójstw. Umacnia też w społeczeństwie poczucie, że organy wymiary sprawiedliwości za tego rodzaju zbrodnię, nie zawahają się przed wymierzeniem kary najsurowszej, lecz w takich okolicznościach kary sprawiedliwej - argumentował sędzia Stempniak.

Sąd uznał Marka S. winnym także przywłaszczenia większej kwoty pieniędzy określonej w akcie oskarżenia i nakłaniania do udziału we włamaniu. Uniewinnił mężczyznę od zarzutu przywłaszczenia 50 tys. zł. Marek S. wyrokiem sądu ma też zapłacić bliskim ofiar w sumie 200 tys. zł tytułem zadośćuczynienia. Ma też oddać przywłaszczone 120 tys. zł i ponad 83 tys. dolarów. 

(mpw)