Na ponad 100 tysięcy złotych wstępnie oszacowano straty materialne na bydgoskim stadionie, na którym wczoraj podczas meczu piłkarskiego Pucharu Polski doszło do starć pseudokibiców Zawiszy, ŁKS i Widzewa Łódź z policją. Zniszczono znaczną część ogrodzenia, siedziska, barierki, kilka kosztownych kamer monitoringu - to z pewnością ponad 100 tysięcy zł strat.

Przed meczem prowadziliśmy negocjacje z przedstawicielami kilku poważnych firm gotowych zainwestować w futbol znaczne kwoty. Byli oni honorowymi gośćmi spotkania z Widzewem, które zapowiadaliśmy jako jedno z najważniejszych wydarzeń w tym sezonie piłkarskim w Bydgoszczy. To, co mogli zobaczyć w wykonaniu osób podających się za "kibiców", zapewne nie przekona ich do wspierania piłki nożnej - ocenił Maciej Grześkowiak, wiceprezydent Bydgoszczy.

Obserwatorem meczu był m.in. Zbigniew Boniek, który od dłuższego czasu prowadzi z miastem rozmowy na temat ewentualnego objęcia części udziałów w spółce prowadzącej drużynę piłkarską. Obecnie 97 proc. udziałów w niej należy do miasta, a 3 proc. do stowarzyszenia założonego przez kibiców klubu.

Straty materialne są cały czas szacowane, ale z pewnością będą one niewspółmiernie małe do kosztów jakie wiążą się z utratą dobrego imienia Zawiszy. Jakie teraz mamy argumenty, by przyciągnąć do naszego miasta wielkie imprezy sportowe; kogo przekonamy, że są tu dobre warunki do ich organizacji - podkreślił Sebastian Chmara, prezes CWZS Zawisza zarządzającego Stadionem Miejskim w Bydgoszczy.

Władze miasta i klubu zapowiedziały, że planowany na niedzielę mecz ligowy Zawiszy odbędzie się bez udziału publiczności, bo na zdemolowanym stadionie nie ma możliwości zapewnienia bezpieczeństwa widzom. Po zakończeniu modernizacji Stadionu Miejskiego, która kosztowała miasto ponad 100 mln zł, władze Bydgoszczy zapowiedziały zamknięcie obiektu dla piłkarskich rozgrywek ligowych w przypadku jakiejkolwiek poważniejszej dewastacji.

Prezydent i jego zastępca unikają jednoznacznych deklaracji w sprawie dalszego funkcjonowania drużyny na Stadionie Miejskim. W ciągu dwóch tygodni odbędzie się zgromadzenie akcjonariuszy spółki prowadzącej drużynę, które zajmie się tą sprawą. Do tego czasu nie będziemy "gdybali - zaznaczył wiceprezydent Grześkowiak.

Do pierwszych awantur doszło na godzinę przed meczem. Grupa chuliganów, jadąca pociągiem z Łodzi, zatrzymała skład niedaleko stadionu. Policjantom udało się jednak nie dopuścić do starcia pomiędzy grupami pseudokibiców obu drużyn i pod eskortą odprowadzić grupę przyjezdnych do przeznaczonego dla nich sektora na widowni.

Krótko przed planowanym rozpoczęciem meczu doszło do zamieszek na stadionie. Fani Zawiszy i wspierająca ich grupa zwolenników ŁKS Łódź, starali się przedrzeć przez sektor buforowy do kibiców Widzewa. Siły ochrony, zaangażowanej przez organizatora meczu, nie opanowały sytuacji i musiano wezwać na pomoc policję.

W stronę interweniujących funkcjonariuszy poleciały kamienie, kije, części bruku, barierki i inne przedmioty. W odpowiedzi policjanci użyli pałek, armatek wodnych, broni gładkolufowej i gazu.

W czasie pierwszej połowy, na cztery minuty przed jej końcem, zgodnie z decyzją przedstawiciela PZPN, przerwano mecz. Powodem były wzmagające się starcia pomiędzy grupami chuliganów na widowni. Po kwadransie mecz wznowiono, ale funkcjonariusze pozostali na trybunach do końca spotkania.

Podczas tłumienia awantur ośmiu policjantów zostało rannych i trafiło do szpitala, ale po opatrzeniu wszystkich wypuszczono do domów. W czasie interwencji zatrzymano sześć najbardziej agresywnych osób, a tożsamość kolejnych będzie identyfikowana na podstawie zapisu kamer monitoringu.