Ariel Szaron zdobył poparcie USA dla swojego planu wycofania izraelskich wojsk ze Strefy Gazy. Po spotkaniu w Waszyngtonie George W. Bush nazwał plan "historycznym i odważnym działaniem" oraz wezwał Palestyńczyków do jego poparcia.

Zgoda Busha oznacza, że być może jeszcze w tym roku w Strefie Gazy powstania zalążek prawdziwego państwa palestyńskiego. Strefę opuści 7,5 tys. żydowskich osadników i ok. 20 tys. izraelskich żołnierzy. Do niedawna Palestyńczycy nie chcieli słyszeć o przejęciu całkowitej władzy w Strefie do czasu ustanowienia silnych instytucji państwowych. Kiedy stało się jasne, że USA poprą izraelski projekt, Jaser Arafat zadeklarował, że Palestyńczycy są gotowi na przejęcie tych ziem.

Przywódcy palestyńscy odnoszą się do izraelskiego planu podejrzliwie, gdyż przewiduje on zarazem likwidację zaledwie kilku osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu, co ich zdaniem oznacza, że Izrael zamierza zatrzymać większą część tego terytorium. Chcemy odzyskać wszystkie Terytoria Okupowane - mówił już wczoraj palestyński premier Ahmed Korei. Pytany o to Bush powiedział, że granice państwa palestyńskiego zostaną ustalone w rokowaniach nad "ostatecznym statusem" stosunków między obu społecznościami.

Bush oświadczył też, że nierealistyczne jest oczekiwanie od Izraela powrotu "do granic ustalonych w rozejmie w 1949 roku", a więc nie obejmujących ani Zachodniego Brzegu, ani Strefy Gazy. Stanowisko Busha to ogromny sukces Szarona, któremu zależało na mocnym poparciu amerykańskiego prezydenta przed głosowaniem w Knesecie nad planem wycofania Izraela z Gazy. Po powrocie z USA Szaron rozpoczyna kampanię przed partyjnym referendum, w którym 200 tys. członków Likudu – partii Szarona – będzie głosować w sprawie wyjścia ze Strefy Gazy.