Rosyjski deputowany Franc Klincewicz chce oficjalnych przeprosin polskich władz za ustawienie w Gdańsku rzeźby przedstawiającej radzieckiego żołnierza gwałcącego ciężarną kobietę. "Jest coś takiego, jak oficjalne oświadczenia parlamentu. Będziemy żądać od Sejmu Polski, aby dał ocenę prawną tego, co się wydarzyło" - podkreśla.

Klincewicz, który w Dumie jest pierwszym wiceprzewodniczącym komisji ds. weteranów twierdzi, że umorzenie postępowania w sprawie kontrowersyjnego pomnika wcale nie zamyka sprawy. Będziemy żądać oficjalnych przeprosin - nie bacząc na to, że organy ścigania usunęły nielegalnie ustawiony pomnik i że to one powinny zdecydować, jak ukarać tego chłopca, który nasłuchał się czegoś i próbował wywołać skandal - wyjaśnia. Jego zdaniem, pomnik jest częścią trwającej w Polsce od 20 lat kampanii dyskredytacji Rosji. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Nasze kraje zawsze łączyły dobrosąsiedzkie stosunki. Rosja zawsze była u boku Polski, dzięki czemu Polska się rozwijała i rozkwitała - przyznaje.

Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych komentuje sprawę pomnika krótko i jednoznacznie. Przykro mi z powodu incydentu wokół pomnika żołnierzy radzieckich w Gdańsku. To działania pseudoartystyczne. Nie wpłynie na relacje Polski i Rosji - twierdzi rzecznik resortu Marcin Wojciechowski. Poseł Platformy Obywatelskiej Tomasz Lenz, który zasiada w sejmowej komisji spraw zagranicznych twierdzi, że Franc Klincewicz reaguje na pomnik zbyt ostro. Dodaje, że jeśli poczuł się urażony, powinien żądać przeprosin od autora rzeźby.

Autorem kontrowersyjnej rzeźby jest student Akademii Sztuk Pięknych. Rzeźbiarz tłumaczył, że chciał zwrócić uwagę na prawdę historyczną i los kobiet podczas wojny.