W hali produkcyjnej kwidzyńskiej przetwórni warzyw i owoców nie było wentylacji. Był otwór, który nie spełniał norm wymiany powietrza - tak brzmi wstępna ocena biegłego, który razem z prokuratorem przeprowadził oględziny zakładu. We wtorek aż 90 jego pracowników trafiło do szpitali po podtruciu się czadem.


Czad z całą pewnością pochodził od wózków widłowych. Z opinii biegłego - na razie ustnej - wynika, że w zakładzie nie było żadnych innych źródeł tlenku węgla. Już we wtorek prokuratorzy ustalili, że napędzane propanem-butanem wózki nie powinno pracować w hali. W 2010 roku zabronił tego sanepid. Dziś biegły przyjrzał się też zakładowej wentylacji. Stwierdził, że tam w ogóle jej nie ma. Trudno mówić o wentylacji w oparciu o jeden otwór, umieszczony gdzieś bardzo wysoko w tej hali, który zasadniczo miał możliwość wpuszczania powietrza z zewnątrz, natomiast w żaden sposób nie spełniał wymogów wymiany tego powietrza w tej hali - powiedział nam szef Prokuratury Rejonowej w Kwidzynie Piotr Jankowski.

Pełnomocnik zarządu grupy kapitałowej, która jest właścicielem kwidzyńskiej przetwórni, mówił, że zakład działał tak od lat. W październiku był przeprowadzony audyt, który nie wykazał przekroczonego stężania tlenku węgla. Jak więc możliwe, że "nagle" doszło do masowego zatrucia? Według prokuratury, w zakładzie realizowane było akurat duże, większe niż zwykle zamówienie i przetwórnia zwiększyła produkcję. Wózki widłowe, które były źródłem tlenku węgla, pracowały więcej i dłużej niż zazwyczaj były w hali. Śledczy podejrzewają, że dlatego stężenie tlenku niebezpiecznie wzrosło. 

W sprawie wszczęto śledztwo

Na razie śledztwo prowadzone jest w sprawie narażenia życia lub zdrowia wielu osób w wyniku rozprzestrzenienia substancji trujących. Głównym celem jest ustalenie osób odpowiedzialnych za to, że co najmniej godziły się albo akceptując ten stan jaki był, to znaczy mając wiedzę na temat tego, że ta hala nie spełnia standardów, dopuściły do kontynuowania produkcji w takich warunkach i pociągnięcie ich do odpowiedzialności karnej. Bo nie wyobrażam sobie, żeby to nie zostało ustalone. Tylko potrzebujemy czasu. Wczoraj wszczęliśmy śledztwo. To wszystko idzie dość dynamicznie, ale jednak potrzebujemy troszkę czasu - mówił prokurator Jankowski.

Dodał, że w tej sprawie można spodziewać się postawienie zarzutów nawet umyślnego narażenia życia lub zdrowia pracowników. Prokuratura zakończyła już swojego czynności na terenie przetwórni. Z jej punktu widzenia nie ma zastrzeżeń dotyczących wznowienia produkcji.

W środę ze szpitali wyszło 12 z 13 pracowników przetwórni, którzy musieli spędzić noc pod opieką lekarzy. 1 osoba wciąż przebywa na obserwacji w szpitalu w Sztumie.