"Myślę, że byłoby pychą uważać, iż każdą niezręczność wysokiego urzędnika Bruksela obserwuje jak drgania ziemi zapowiadające trzęsienie" - tak szef polskiej dyplomacji, Władysław Bartoszewski komentuje wpływ zeszłotygodniowej wypowiedzi ministra Jacka Saryusza-Wolskiego na nasze rozmowy w sprawie członkowstwa w Unii Europejskiej.

Chodzi o oświadczenia szefa Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej dotyczące daty wejścia Polski do Piętnastki. Minister przyznawał w poniedziałek, że zgodzimy się na rok 2004, dzień później premier mówił w Brukseli, że nic podobnego, a wypowiedź ministra nazwał "drobnym nieporozumieniem". Szef polskiego MSZ, jako osoba zaangażowana w negocjacje bagatelizował dzisiaj znaczenie tego "nieporozumienia". Władysław Bartoszewski był gościem sesji zorganizowanej przez Szkołę Główną Handlową, a dotyczącej polskich perspektyw zjednoczenia z Unią. „Jestem przekonany, że Bruksela słucha kompetentnych osób takich jak premier czy szef MSZ” – dodawał Bartoszewski. Podtrzymywał datę 1 stycznia 2003 roku jako datę gotowości naszego wejścia, ale w charakterystyczny dla siebie sposób dorzucał: „gotowość do małżeństwa nie oznacza daty ślubu”. Czy Unia będzie gotowa? „Takie wątpliwości mają nie tylko ludzie w Polsce, ale i w Europie” – mówił Bartoszewski. Czy my zdążymy wypełnić narzucony sobie kalendarz? „Trener czasami zakłada, że jego ekipa zdobędzie siedem złotych medali, a zdobywa tylko trzy” – odpowiedział Bartoszewski. Oczywiście pewne różnice w przygotowaniu sportowców i krajów są, ale „sposób myślenia i motywowania uczestników i zachęcania do wysiłku i treningu jest bardzo podobny”. Minister ponadto uważa, że upływający czas nie działa na naszą niekorzyść. Bartoszewski nie obawia się o poparcie Polaków dla zjednoczenia z Piętnastką. Posłuchaj relacji reportera sieci RMF FM Piotra Salaka:

foto Archiwum RMF FM

15:00