"Gdyby kiedykolwiek ktokolwiek zaatakował policję lub legalną demonstrację tak, jak zaatakowani zostali w sobotę w Lublinie, a nie byłoby adekwatnej reakcji, to dowodzący zabezpieczeniem i jego przełożony musieliby szukać sobie nowej pracy" - podkreślił szef MSWiA Joachim Brudziński po Marszu Równości, podczas którego kontrmanifestanci próbowali zablokować pochód i starli się z policją. Kilkadziesiąt osób zostało zatrzymanych. Dwaj policjanci zostali niegroźnie ranni.

W sobotę ulicami centrum Lublina przeszedł Marsz Równości. Legalną demonstrację ochraniała policja. Pochód usiłowali blokować przeciwnicy marszu. W stronę maszerujących i policjantów ze strony przeciwników marszu kierowane były wyzwiska i wulgaryzmy.

Przeciwnicy Marszu Równości usiłowali zablokować pochód już na początku, gromadząc się przy wejściu z Placu Zamkowego w ulicę Kowalską, którędy miał iść Marsz. Policja oddzieliła obie grupy demonstrantów kordonem i skierowała Marsz Równości inną drogą. Kolejna próba blokady pochodu miała miejsce przy skrzyżowaniu ulic Lubartowskiej i Świętoduskiej. Policja wzywała blokujących do rozejścia się, ponieważ zgromadzenie w tym miejscu jest nielegalne. Przeciwnicy marszu nie posłuchali, obrzucali ich wulgarnymi wyzwiskami. Policja użyła granatów hukowych, gazu łzawiącego i armatki wodnej, aby przerwać blokadę. W stronę policjantów poleciały kamienie i okrzyki "Zomowcy!", wulgaryzmy. 


Trasa marszu ponownie została zmieniona - pochód przeszedł ulicą Świętoduską do Krakowskiego Przedmieścia, a dalej poruszał się wyznaczoną trasą.


Policja zapewniła też na Twitterze, że w Lublinie podczas zabezpieczenia demonstracji nie używano jakiejkolwiek broni, w tym broni gładkolufowej, gumowych pocisków itp. Nie było takiej konieczności. Reagowaliśmy adekwatnie do sytuacji używając zgodnie z prawem środków przymusu bezpośredniego określonych w przepisach. Działania były skuteczne - podała policja.

Deptuś: Kilkadziesiąt zatrzymanych

Według szacunków policji w Marszu Równości w Lublinie wzięło udział ok. 1,5 tys. osób, natomiast liczbę osób zakłócających marsz w sposób najbardziej agresywny oszacowano na około 200. Nie ma ani jednej osoby rannej spośród uczestników zgromadzenia. Mamy dwóch rannych policjantów, ich obrażenia są niegroźne, zostali przewiezieni do szpitala. Ci policjanci zostali zaatakowani przez kontrmanifestantów - powiedział zastępca komendanta miejskiego policji w Lublinie nadkom. Jacek Deptuś

Jak dodał, nie było rozważane rozwiązanie marszu. Przepisy mówią, że takie zgromadzenie może być rozwiązane, jeżeli jego uczestnicy lub ono samo stwarza zagrożenie. Zagrożenia z wnętrza tego zgromadzenia nie było - zaznaczył Deptuś.

Zatrzymanych zostało kilkadziesiąt osób. Kilka osób jest zatrzymanych w związku z czynną napaścią na policjanta, za to grozi do 10 lat więzienia- dodał Deptuś.

Podkreślił, że cały przemarsz był monitorowany i filmowany, a obecnie trwa analiza monitoringu i będę ustalane osoby, które dopuściły się łamania prawa. Jego zdaniem można się spodziewać kolejnych zatrzymań. Ta analiza pozwoli na zidentyfikowanie ewentualnych sprawców, którzy nie zostali zatrzymani na gorącym uczynku - powiedział Deptuś.

Protesty już od zapowiedzi


Już zapowiedź organizacji Marszu Równości w Lublinie wywołała protesty działaczy PiS, środowisk narodowych, katolickich, które domagały się od prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka zakazu organizowania tej manifestacji. Prezydent Lublina w oparciu m.in. o opinię policji mówiącą, że spotkanie uczestników Marszu Równości i kontrmanifestacji mogłoby doprowadzić do konfliktu, co może być zagrożeniem mieszkańców, wydał we wtorek zakaz obu zgromadzeń, ze względów bezpieczeństwa. Powołał się na przepis ustawy Prawo o zgromadzeniach, który umożliwia wydanie zakazu, gdy zgromadzenie może zagrażać życiu i zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach.

Organizatorzy obu manifestacji odwołali się do Sądu Okręgowego w Lublinie, który w środę utrzymał w mocy decyzję prezydenta o zakazie. Na to postanowienie złożone zostały zażalenia do Sądu Apelacyjnego w Lublinie, który ostatecznie w piątek uchylił zakaz. Sąd uznał m.in. że wolność zgromadzeń pełni doniosłą rolę w demokratycznym państwie i jej ograniczanie powinno być traktowane jako wyjątek. Podkreślił też, że to na władzach państwowych ciąży obowiązek zapewnienia pokojowego charakteru zgromadzenia i zagwarantowania ochrony jego uczestnikom.

(nm)