Andrzej Smyczyński, brat jednego z pilotów feralnej Casy, która rozbiła się pod Mirosławcem, broni dobrego imienia lotników. W liście do ministra obrony punktuje zawartość raportu komisji, badającej przyczyny katastrofy samolotu. Mężczyzna nie może pogodzić się z tym, że raport główną odpowiedzialnością za katastrofę obarcza czteroosobową załogę samolotu.

W liście wytyka na przykład ukrywanie faktu, że maszyna miała wcześniej dwie awarie: Wiem, że CASA 019 dwukrotnie, podczas wykonywania misji w Iraku, miała w powietrzu bardzo poważne awarie, które polegały na tym, że wygasała w jednym momencie cała elektronika pokładowa. Nie było żadnych wskazań na przyrządach, na tablicach. Po prostu czarne zegary. Nie wiem, czy to nastąpiło również w Mirosławcu, ale jest to bardzo ważna okoliczność. Andrzej Smyczyński chce wiedzieć, dlaczego o tym do tej pory się nie mówiło.

Wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozbił się 23 stycznia w Mirosławcu. Zginęło 20 osób - czteroosobowa załoga i 16 znajdujących się na pokładzie oficerów. Samolot wykonywał lot na trasie Okęcie-Powidz-Krzesiny-Mirosławiec-Świdwin-Kraków, rozwoził uczestników konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP.