Są pierwsze ustalenia komisji badającej przyczyny wypadku w kopalni Borynia w Jastrzębiu. Specjaliści zlecili badania dotyczące zagrożenia metanowego i pożarowego przed wypadkiem. Ciągle nie wiadomo natomiast, jak teraz zlikwidować zagrożenie pożarowe w miejscu wypadku. Dyrekcja i komisja toczą o to spór.

Komisja, powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego, spotkała się w Katowicach na pierwszym posiedzeniu. Omówiono przebieg wypadku i zlecono trzy ekspertyzy, które mają pomóc w wyjaśnieniu okoliczności wypadku - dotyczą one zagrożenia metanowego i pożarowego w kopalni oraz zabezpieczeń przed nimi, a także przebiegu akcji ratowniczej.

Na dole wciąż istnieje zagrożenie pożarowe, które trzeba je zlikwidować. Komisja uważa, że należy to zrobić wtłaczając do tego rejonu odpowiednie gazy. W kopalni pojawiła się natomiast propozycja, aby zagrożony teren zalać wodą - to pewna i szybsza likwidacja zagrożenia.

Można zakładać, że ta ściana, która zostanie zalana, zostanie uruchomiona wcześniej niż ściana otamowana i przeznaczona do inertyzacji, czyli właśnie wtłaczania gazów. To może zająć tygodnie, a nawet miesiące, ale kolei dzięki tej metodzie nie będzie zniszczonych urządzeń pod ziemią, i co równie istotne, jeśli nie najważniejsze, jest szansa na zabezpieczenie śladów po wypadku, a to niezbędne do ustalenia przyczyn.

Ostateczna decyzja należy do dyrektora kopalni. Specjalny zespół kopalniany, który analizuje sytuację na dole i którego opinia na ten temat może mieć wpływ, zbiera się pojutrze.

Po środowym wybuchu w szpitalach przebywa jeszcze 10 górników; sześciu jest w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, czterech w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju. Stan tych ostatnich poprawia się i wkrótce będą oni mogli wrócić do domów. Wczoraj z jastrzębskiego szpitala wypisano już ośmiu innych poszkodowanych. Nadal ciężki pozostaje natomiast stan kilku górników leczonych w siemianowickiej "oparzeniówce".