Islamski Dżihad wziął na siebie odpowiedzialność za czwartkowy zamach w Jerozolimie, w wyniku którego zginęło dwie osoby, a 11 zostało rannych. Jedną z ofiar ataku jest córka przywódcy prawicowej Narodowej Partii Religijnej.

Samochód-pułapka eksplodował przy wejściu na targowisko Mahane Jehuda w zachodniej części miasta. Na miejscu zjawiło się kilkanaście karetek pogotowia. Nad dzielnicą, w której doszło do eksplozji unosił się obłok gęstego czarnego dymu. Początkowo podawano, że najprawdopodobniej zginęli dwaj zamachowcy-samobójcy. Okazało się jednak, że ofiarami jest dwoje Żydów, zaś sprawcy eksplozji uciekli. Jedną z ofiar zamachu jest córka Itzaka Levy'ego - przywódcy prawicowej Narodowej Partii Religijnej. Ugrupowanie to jest tubą dla żądań osadników żydowskich zamieszkałych na terytoriach palestyńskich. Levy był ministrem w gabinecie Ehuda Baraka, jednak złożył dymisję po tym, jak jego partia wycofała się z koalicji rządzącej, protestując przeciwko rozmowom izraelsko - palestyńskim w Camp David.

Wcześniej izraelski wiceminister obrony Ephraim Sneh odpowiedzialnością za zamach obarczył władze Autonomii Palestyńskiej, które po niedawnym rozpętaniu zamieszek zdecydowały o wypuszczeniu z więzień bojówkarzy z Hamasu. Mimo to szansa na porozumienie w sprawie zakończenia konfliktu nie została zaprzepaszczona. Zgodnie z ustaleniami, które wynegocjowali wczoraj w nocy Jaser Arafat i Szimon Peres (były premier a obecnie izraelski minister rozwoju regionalnego), dzisiaj miało dojść do równoczesnych wystąpień radiowych przywódcy Palestyńczyków oraz premiera Izraela - Ehuda Baraka. Mieli oni wezwać swoich rodaków do zaprzestania przemocy. Termin tego wystąpienia przekładano już kilkakrotnie. Barak czeka teraz na ruch Arafata. Ostrzegł, że nie wygłosi orędzia, dopóki swego nie przedstawi lider Autonomii. Od kilku godzin Arafat uzgadnia ze swymi ministrami ostateczną wersję apelu. Wcześniej wydano jedynie oficjalne oświadczenie, w którym przywódcy Palestyńczyków wezwali naród do kontynuowania protestów przeciwko izraelskiej okupacji, ale wyłącznie pokojowymi metodami.

Posłuchaj relacji korespondenta RMF z Tel Awiwu, Elego Barbura:

To nie był jedyny wczoraj incydent na Bliskim Wschodzie. Rano na Zachodnim Brzegu Jordanu od izraelskich kul zginął Palestyńczyk. Z kolei w Strefie Gazy, w konfrontacji z izraelską armią rannych zostało pięć osób. W trwajacych już 36 dni zamieszkach zginęło już ponad 160 osób, głównie Arabów, a blisko pięć tysięcy zostało rannych.

00:10