Prokuratura w Lublinie wszczęła śledztwo w sprawie podżegania do samobójstwa wśród Betanek. Sobotni „Fakt” opublikował list młodej zakonnicy do rodziców. Zapowiedziała w nim "rychłe przejście z ciemności do światła, z zamknięcia na wolność".

Będziemy chcieli zweryfikować, czy ten list jest rzeczywistością, czy został nakreślony ręką jednej z sióstr, które nie opuściły budynku klasztornego. Już wstępnie mamy wytypowanych rodziców, którzy najprawdopodobniej są adresatami tej korespondencji. Będą oni niezwłocznie przesłuchani. Chcemy poznać ich ocenę, czy groźba jest rzeczywista - mówi prokurator Andrzej Lepieszko z Lublina.

Niemal wszystkie okupujące klasztor kobiety - byłe zakonnice - zerwały kontakty ze swoimi bliskimi. Zamieniły budynki przy ul. Puławskiej w fortecę. Pozastawiały meblami okna, zabiły deskami furtę wejściową, szczyt potężnego muru okalającego zakon wysmarowały lepkim mazidłem i posypały tłuczonym szkłem. Przez cały czas trzymają wartę. Śmiałków, którzy zbliżą się za bardzo, polewają z okien wodą - relacjonuje "Fakt".

Byłe betanki boją się rychłej eksmisji, ponieważ sąd rejonowy w Puławach nakazał już 49 z nich natychmiastowe opuszczenie budynków. Wyroki są prawomocne. Komornik jeszcze nie pojawił się w Kazimierzu, bo czeka na zakończenie wszystkich spraw o eksmisję, a do rozpatrzenia pozostało ich jeszcze tylko 17.

Kobiety postanowiły, że żywcem ich nikt nie weźmie. Od tygodnia nie mają prądu, gazu. Prawie nie opuszczają budynków. Nocami zbierają warzywa z ogródka. Żywią się nimi i tym, co dostarczą im pod bramy zwolennicy.