W ten weekend beskidzcy lekarze pracowicie gipsują nogi narciarzom. Wczoraj ratownicy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego interweniowali prawie 50 razy. Z kolei dziś pierwszy raz po rannego narciarza musiał wylecieć śmigłowiec.

Przyczyną dużej liczby wypadków jest stok na stokach. Do niebezpiecznych zdarzeń przyczyniają się również brawura, jazda bez wcześniejszego fizycznego przygotowania, a także nie wyregulowany sprzęt. Do tego dochodzą także słabsi narciarze na trudniejszych stokach, którzy nagle zatrzymują się na środku trasy.

W ubiegłym roku do świąt Bożego Narodzenia było niemal 700 narciarskich wypadków. Z kolei od świąt do dziś było ich około 400. Dzisiejszego dnia ratownicy już także interweniowali kilka razy, m.in. po narciarza, który na hali Rysianka złamał obie nogi, poleciał śmigłowiec.

Na beskidzkich stokach śniegu jest sporo, jest lekki mróz i świeci słońce. Pokrywa śnieżna jest jednak bardzo twarda, zmrożona, a miejscami zupełnie nagle pod nartami może także pojawić się lód.