Grzech pierworodny jakim było bardzo szerokie określenie tego, czym komisja ma się zajmować daje teraz znać o sobie. Posłowie się miotają, komisja stoi w miejscu, a jeśli czymś się zajmuje to sprawami drugorzędnymi.

Na pierwszy ogień poszła historia, której ciężar gatunkowy był znikomy. Oczywiście, że fundacją CASE z konfliktem interesów szefa NBP można się było zajmować, ale czy od tego właśnie należało zaczynać? Sprawia to raczej wrażenie polowania na Balcerowicza niż próbę dochodzenia do prawdy.

Na pytanie zadane kilka dni temu przewodniczącemu komisji bankowej Arturowi Zawiszy, dlaczego sprawa Ewy Balcerowicz była rozpatrywana jako pierwsza odpowiedział: Są mega sprawy, nad którymi jeszcze pracujemy i jest mikro sprawa, która poszła jako pierwsza. Tyle, że ta mikro sprawa na razie wydaje się być jedyną, do której śledczy posłowie koalicji rządzącej mają tak naprawdę serce.

W dodatku niewiele ciepłych słów można powiedzieć o okołokomisyjnych działaniach opozycji i samego prezesa NBP. Jeśli ktoś twierdzi, tak jak robi to PO i SLD, że komisja jest niekonstytucyjna, to po co w niej działa? Jeśli dla takiego mikro sukcesu, jak wprowadzenie pod obrady sprawy SKOK-ów to nie wydaje się to grą wartą świeczki.

Zobacz również:

Samo powstanie tej komisji śledczej i jej działanie zmierza w kierunki stworzenia fatalnego precedensu, w skutek którego ten najważniejszy strażnik stabilności naszego pieniądza Narodowy Bank Polski byłby osłabiony - tak o poczynaniach komisji mówi z kolei Leszek Balcerowicz. Jeśli jednak odmawia stawienia się przed komisją zarzucając jej, że uderza w niezależność NBP, a jednocześnie deklaruje, że jego stawienie się przed komisją jest możliwe, to wygląda to na niezbyt konsekwentne działanie.

W ten sposób na bankowej komisji potykają się właściwie wszyscy. Nikt nie może pochwalić się sukcesami i jedyną nadzieją jest czwartkowa decyzja Trybunału Konstytucyjnego, który może po prostu przeciąć te męczarnie.