Autorka: Sylwia Pisula, 11 lat.

Jestem Małą elfinką o imieniu Irys. Mam własny ogródek. Bardzo lubię latać ze swoją przyjaciółką, Lilią. Mieszkam w dużym Domu Elfów w Elfolandii.

Pewnego poranka obudziło mnie ćwierkanie ptaków w koronie Domu Elfów, bardzo starego dębu zamieszkanego przez nas - elfy. Otworzyłam oczy i ziewnęłam. Wyskoczyłam szybko z łóżka , odrzucając puszystą kołderkę z paproci i ubrałam się w najlepszą zwiewną sukienkę z puchu dmuchawca. Na stopy nałożyłam pantofelki zrobione z dwóch liści klonu.

Do pokoju wpadały promienie słońca. Otworzyłam okienko i wyjrzałam przez nie. Widok był wspaniały ! Kolorowe motyle fruwały tu i tam. Niektóre elfy , które już wstały, uwijały się przy swoich pracach. Tutaj w Elfolandii każdy mieszkaniec ma jakiś talent. Ja specjalizuję się w uprawianiu roślin i dlatego mam własny ogródek. Zleciałam na dół do pokoju herbacianego. Od razu zobaczyłam koleżanki-ogrodniczki. Usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść śniadanie. Zjadłam kawałek makowca i popiłam malinową herbatą . Inne elfy jak zwykle marudziły przy jedzeniu , ale ja nie miałam na to czasu . Po posiłku odleciałam szybko do ogródka.

Położony był on o "rzut kamieniem" od Domu Elfów , w samym środku Elfolandii . Wszystkie elfy zgadzały się , że to najpiękniejsze miejsce w całym kraju. Z jednej strony porastały go krzaki słodkich malin , z drugiej - pięknie pachnące dzikie róże i lilowe bzy .Dosłownie wszędzie rosły czerwone i pomarańczowe maki.

Ten właśnie ogródek był ulubionym miejscem wszystkich mieszkańców , więc często ktoś tu przylatywał . Elfy zbierały słodkie maliny na dżemy , soki , konfitury i inne przysmaki . Zioła w nim rosnące potrzebne były do leków . W zagajnikach bzów zaś można było posiedzieć i podumać , a w kępkach różowej koniczyny uciąć sobie nawet drzemkę . Można też było po prostu spacerować , podziwiając roślinki wyhodowane przeze mnie .

Najbardziej lubię pracę tutaj. Nie męczę się, jak inni. Czasem gdy odwiedzi mnie Lilia , razem gawędzimy , podziwiamy kwitnące kwiaty. Kopiemy , sadzimy , podlewamy lub spacerujemy, a ja opowiadam przyjaciółce o roślinach z mojego ogródka. O każdej potrafię opowiedzieć wiele ciekawych historii.

Podczas jednego z takich spacerów przystanęłam przy młodej kępie koniczyny ... Nagle coś się w niej poruszyło. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam, co robić: uciekać, czy poczekać. Wybrałam to drugie.

Po chwili spomiędzy kwiatów poderwał się trzmiel i natychmiast do mnie przyfrunął. Był to mój kolejny dobry przyjaciel: Bąbelek. Uspokoiłam się już zupełnie. Owad miał na ciele żółto-brązowe paski. Któregoś dnia pojawił się w moim ogródku i już tu pozostał .. Bardzo go polubiłam od tamtego czasu. Teraz był wyraźnie zadowolony, że trochę mnie przestraszył - bardzo lubił płatać różne figle. Tego ranka zauważyłam też kilka żonkili , które wiatr przygniótł do ziemi . Przywiązałam kwiaty do palików, żeby się wyprostowały.

Potem położyłam się na jeszcze mokrym od rosy mchu, aby obserwować motyle. Bąbelek przysiadł na moim ramieniu. Zamknęłam oczy i zamyśliłam się. Miałam nadzieję , że nikt mi nie przeszkodzi, ale po chwili ktoś podszedł do mnie , zasłaniając słońce. Westchnęłam i otworzyłam oczy. Nade mną stała wysoka elfinka.

Miała kręcone kasztanowe włosy, długi, wąski nos i duże zielone oczy. Od razu rozpoznałam moją najlepszą przyjaciółkę, Lilię. Usiadła obok mnie i zaczęła przyglądać się żółtym kaczeńcom. Po godzinie rozmowy pożegnałam się z nią i poderwałam do góry w powietrze, lecąc w kierunku Domu Elfów, do lasu po drugiej stronie.

Wylądowałam u podnóża starego klonu . Ruszyłam wąską ścieżką między zaroślami w głąb lasu. Szłam prosto przed siebie miękką od mchu dróżką. Zdjęłam pantofelki - uwielbiam chodzić bez bucików! To takie przyjemne!

Nagle przez liście nad moją głową coś spadło z głośnym trzaskiem. Krzyknęłam i schowałam się między korzeniami pobliskiego drzewa. Drżąc ze strachu, wyjrzałam ostrożnie i wzrokiem przeszukałam las. Moje oczy dostrzegły, że na ziemi gdzie, gdzie przed chwilą stałam, leżało dziwne, różowe i wielkie ziarno. Serce przestało mi mocno bić.

Podfrunęłam i wylądowałam obok niego. Podniosłam patyk i szturchnęłam je lekko ...

Nic się nie stało!

Odważyłam się więc dotknąć tego palcami. Powierzchnia ziarna była chłodna i gładka jak u wyrzuconego przez morze na brzeg kamienia.

W tym samym momencie usłyszałam nad głową szelest liści. Pomyślałam , że to na pewno Bąbelek, ale spojrzałam w górę. Zobaczyłam tym razem rudą wiewiórkę. Roześmiałam się głośno. Teraz już wiedziałam, skąd się tu wzięło to ziarno. Zwierzątko uciekło, ale ja zostałam. Sięgnęłam po znalezisko. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się bardzo ciężkie. Sypnęłam na nie odrobinę elfiego pyłku.

Za jego pomocą wszystko stawało się lżejsze . Przyciskając je mocno , poleciałam do swojego ogródka . Przywitał mnie wesoło mój przyjaciel trzmiel . Położyłam mój skarb na miękkiej trawie . Postanowiłam od razu je zasadzić. Tak też zrobiłam.

Podlałam je rosą i odleciałam do Domu Elfów. Zrobiło się już zupełnie ciemno i pewnie w pokoju herbacianym podawali już kolację. Minęło parę dni od czasu , gdy zakopałam ziarno w ziemi . Roślinka wypuściła do tej pory dwa małe , zgniłozielone listki . Razem z Lilią obserwowałyśmy ją codziennie.

Nagle zaczęła rosnąć zadziwiająco szybko. Po dwóch tygodniach w ogrodzie rozchodził się nieznośny zapach , niemalże smród... Tajemnicza roślina zakwitła!

Miała dziwne kwiaty. Wewnątrz były blade i kleiste, a białe i cienkie płatki sterczały we wszystkie strony. Okropny zapach zgnilizny pochodził właśnie od nich. Wokoło kręciły się osy, ale zaczynało przylatywać coraz więcej innych, dziwnych owadów .

Całymi godzinami siedziałam w krzaczkach lawendy, aby nie czuć tej okropnej woni. Miałam łzy w oczach, ale postanowiłam nie wykopywać tej rośliny. Bąbelek był bardzo niespokojny i na długie godziny znikał każdego dnia ... Lilia też jakby rzadziej mnie odwiedzała ...

Pewnego ranka obudziłam się z zatkanym nosem. Oczy mi łzawiły, a gardło swędziało. Po wejściu do pokoju herbacianego zauważyłam, że każdy elf miał w ręce chusteczkę i wycierał w nią nos lub przecierał oczy. Coś było nie tak ...

Po śniadaniu szybko wyleciałam z drzewa w kierunku mojego ogródka. Wszędzie leżał podobny do śniegu różowy puch. Przypomniałam sobie, że nawet w domu Elfów było go dziś rano pełno, w łóżkach, w jadalni na stołach i w każdym pokoiku na podłodze.

Okazało się, że kwiaty dziwnej rośliny przekwitły i sypał się z nich ten pyłek. Pomimo , że wiatr roznosił go po całej krainie elfów, było go coraz więcej.

Nie wiedziałam co robić, ale nadal nie chciałam pozbywać się roślinki. Wszyscy za to pragnęli, żeby została ona wycięta. Bardzo na nią narzekali, że utrudnia im życie. Patrzyli też złowrogo na mnie. Elfy udały się do naszej królowej .

Pewnego dnia dostałam wezwanie do jej pałacu. Miało się odbyć zebranie w sprawie mojego drzewka. Byłam bardzo niespokojna. Kwiaty już dawno przekwitły, zapach też już tak bardzo nie dokuczał... Gdzieniegdzie leżał jeszcze różowy puch, ale dawno nie byłam w moim ogródku i nie wiedziałam co dzieje się teraz z drzewkiem.

Dyskusja była bardzo ożywiona i kiedy miały zapaść ostateczne decyzje w pałacu pojawiła się Lilia z dużym, złotym owocem w ręku i wielką księgą pod pachą. Ukryłam twarz w dłoniach i z niecierpliwością czekałam na decyzje królowej.

Tymczasem moja przyjaciółka położyła na stoliku otwartą księgę i wzniosła do góry owoc. Donośnym głosem oznajmiła, że roślina, która rośnie w moim ogrodzie to Magiczne Drzewko Pomyślności. Wyjaśniła, że kwitnie tylko raz, wydzielając przy tym dziwne zapachy, ale potem nigdy nie przestaje owocować. Tam gdzie rośnie nie brakuje pożywienia, a wszyscy są dla siebie mili i szanują zieleń. Powiedziała też, że według starych legend drzewko to może wyhodować elfinka, która kocha wszystkie rośliny, bez względu na ich wygląd.

Elfy stały zdziwione, patrząc to na mnie, to na królową ...

Postanowiła ona, że drzewko pozostanie w naszej krainie, w moim ogródku.

Poszliśmy do niego szybko, aby zobaczyć jak dużo jest na nim tych pięknych owoców. Wisiały na każdej gałęzi, a po zerwaniu niemal natychmiast wyrastały nowe.

Miały smak lemoniady brzoskwiniowej i były bardzo soczyste.

Każdy chciał spróbować, a ja stałam z boku i nikomu nie zabraniałam ich zrywać.

Teraz wszyscy uśmiechali się do mnie radośnie, a ja byłam bardzo szczęśliwa.

Dlatego, że wyhodowałam tak niezwykłe drzewko i nie pozwoliłam go zniszczyć, kiedy wszyscy tego pragnęli. Byłam też bardzo szczęśliwa, że mam tak wspaniałą przyjaciółkę, na którą zawsze mogę liczyć w potrzebie.

Byłam naprawdę dumna i bardzo, bardzo szczęśliwa!!!

Zachowujemy oryginalną pisownię