Inspektorat Ochrony Środowiska sprawdzi, jak doszło do wczorajszej awarii w płockich zakładach Orlen – dowiedział się nasz reporter. Po rozszczelnieniu sieci w elektrociepłowni - nad miastem - pojawiły się kłęby czarnego dymu. Jedna osoba została ranna. Ma niegroźne poparzenia.

Orlen twierdzi, że wydobywające się w Płocku opary nie były groźne dla zdrowia. Potwierdza to też Inspektorat Ochrony Środowiska.

Miejskie stacje pomiarowe, ale też specjalny pojazd do wykrywania skażeń, który wyjechał na ulice Płocka, nie zarejestrowały przekroczonych norm.

Jak jednak przyznają rozmówcy reportera RMF FM, w płockich zakładach Orlenu dawno nie doszło do takiej sytuacji, dlatego sprawa będzie wyjaśniana i badana.

Rozpoczęła się m.in. kontrola, która ma wyjaśnić przyczyny awarii oraz sprawdzić, czy systemy bezpieczeństwa w zakładzie w Płocku zadziałały prawidłowo.

W zakładach Orlenu stopniowo przywracana jest produkcja. Sytuacja ma wrócić do normy do końca tego tygodnia.

Spółka wydaje komunikat

Informując o skutkach awarii w Płocku koncern wyjaśnił w komunikacie, że była ona związana "z nieszczelnością na rurociągu sieci parowej" w zakładzie produkcyjnym i jednocześnie zapewniono, że "sytuacja została opanowana".

"Obecnie prowadzone są prace związane z bezpiecznym uruchamianiem niektórych instalacji. Proces ten powinien zostać całkowicie zakończony jeszcze w tym tygodniu" - twierdzi PKN Orlen.

Jak podkreślił koncern, "niezwłocznie po wystąpieniu zdarzenia odpowiednie służby ochrony środowiska przeprowadziły badania, które nie zarejestrowały przekroczeń norm jakości powietrza". "Oznacza to, że na żadnym etapie nie było zagrożenia dla mieszkańców Płocka" - dodała spółka.

"Czarny dym, który pojawił się nad zakładem był wyłącznie efektem niepełnego spalania. Standardowo, w przypadku pełnej dostępności pary, dodawana jest ona w celu rozproszenia węglowodorów. W dniu wczorajszym, w związku z awarią zakładowej elektrociepłowni, było to niemożliwe" - podkreśla koncern.

(ug)