Tragiczny wypadek na Wisłostradzie w Warszawie: z wiaduktu na moście Grota-Roweckiego spadł autobus komunikacji miejskiej. Nie żyje jedna osoba, 22 zostały ranne. Stan kilku z nich jest poważny. Najbardziej prawdopodobna hipoteza dot. przyczyn wypadku mówi o zasłabnięciu kierowcy. Według nieoficjalnych ustaleń reportera RMF FM Krzysztofa Zasady, mężczyzna miał 39 stopni gorączki.

Autobusem linii 186 jechało w kierunku Żoliborza 40 osób. Pojazd przebił barierki na wiadukcie i przełamał się na pół, a jego przednia część - wraz z pasażerami - spadła z wysokości około pięciu metrów.

Zginęła pasażerka autobusu. To kobieta w wieku około 70 lat, zmarła, zanim na miejsce zdążyło przyjechać pogotowie.

Poszkodowane zostały w sumie 22 osoby: 17 z nich trafiło do stołecznych szpitali Bielańskiego, Praskiego, na Lindleya i na Solcu, a jedna do placówki w Grodzisku Mazowieckim.

Co najważniejsze, życiu najciężej rannych nic nie zagraża - takie zapewnienie uzyskał dziennikarz RMF FM Mariusz Piekarski od Waldemara Kraski, wiceministra zdrowia odpowiedzialnego za ratownictwo medyczne.

Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor Szpitala Bielańskiego, do którego trafiły dwie ranne kobiety i mężczyzna, powiedziała natomiast dziennikarzom, że poszkodowani mają "najczęściej wielonarządowe urazy".

Dodała, że ranni, którzy trafili do jej placówki, są przytomni.

Stołeczny Ratusz uruchomił specjalną infolinię dla rodzin poszkodowanych w wypadku na moście Grota-Roweckiego: (22) 277 55 60.

W akcji ratunkowej brało udział 10 karetek, śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i zastępy straży pożarnej.

Po jej zakończeniu strażacy przystąpili do usuwania wraku rozbitego autobusu. Ta operacja trwała kilka godzin: dopiero około dwudziestej st. kpt. Michał Konopka z warszawskiej straży pożarnej poinformował, że wrak został usunięty.

Nieoficjalnie: Kierowca autobusu miał wysoką gorączkę

Wśród poszkodowanych jest kierowca autobusu, który ze złamaniem trafił do Szpitala Bielańskiego.

W momencie wypadku mężczyzna był trzeźwy. Zrobiono mu już pierwsze badania moczu, by stwierdzić, jakie ewentualnie środki zażywał i czy mogły one wpłynąć na prowadzenie przez niego pojazdu. Wyniki muszą być jeszcze zweryfikowane badaniami laboratoryjnymi.

Według nieoficjalnych ustaleń reportera RMF FM Krzysztofa Zasady, badania wykazały, że kierowca miał 39 stopni gorączki - i ta informacja może potwierdzać hipotezę o tym, że powodem wypadku było jego zasłabnięcie.

Kierowca pracuje w firmie od roku, właśnie kończył zmianę

Kierowca autobusu, który spadł z wiaduktu, to dwudziestokilkuletni mężczyzna. Z nieoficjalnych na razie doniesień wynika, że w spółce Arriva, która jest jednym z kilku przewoźników obsługujących miejskie autobusy w Warszawie, pracował od roku. Do wypadku doszło, kiedy kończył swoją zmianę.

Rzecznik prasowy warszawskiego ZTM Tomasz Kunert przekazał z kolei, że autobus linii 186 o napędzie gazowym, który uległ wypadkowi, był praktycznie nowy: do eksploatacji wszedł w grudniu ubiegłego roku.

Rzecznik zaznaczył również, że "czas pracy kierowcy na pewno nie był przekroczony".

Rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak przekazał natomiast w rozmowie z TVN24, że "na tę chwilę możemy mówić o kilku hipotezach związanych z tym zdarzeniem".

"Najbardziej prawdopodobna jest ta związana z zasłabnięciem kierowcy i wiele wskazuje na to, że to jest główną przyczyną tego zdarzenia" - zaznaczył.

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który w związku z wypadkiem przerwał urlop, zapowiedział powołanie komisji - z udziałem również przedstawicieli miasta - która będzie wyjaśniać okoliczności wypadku.

"Na mocy obowiązującego prawa będzie powołana przez policję komisja, gdzie również będą przedstawiciele miasta, która będzie wyjaśniać, co się wydarzyło" - przekazał.

Policja prosi o kontakt świadków wypadku: być może wydarzenia na moście Grota-Roweckiego zostały zarejestrowane przez kamery coraz częściej montowane przez kierowców w autach.

Brat uczestnika wypadku: "Kierowca był spóźniony, jechał około 80 km/h"

Reporter TVN24 rozmawiał z bratem jednego z uczestników wypadku.

"Brat czuje się w miarę dobrze, dwa miejsca do szycia (...). Siedział z przodu z dziewczyną. Fakt, że się złapał barierki, bo tak, to by wyleciał" - relacjonował pan Arek.

"Jest w strasznym szoku. Jeszcze go adrenalina trzyma, bo dopiero zaczyna go powoli wszystko boleć" - dodał.

Na pytanie, czy brat opowiadał mu o tym, jak doszło do wypadku, pan Arek odpowiedział: "Mówił, że kierowca był spóźniony i też podobno zasłabł. Ze stresu, nie wiem. I się wpasował w te barierki. Z tego, co mówił, to (kierowca) jechał około 80 km/h. I w sumie widać: musiał (z taką prędkością) jechać, żeby barierkę strącić".

Gorąca Linia RMF FM jest do Waszej dyspozycji! Przez całą dobę czekamy na informacje od Was, zdjęcia i filmy.

Możecie dzwonić, wysyłać SMS-y lub MMS-y na numer 600 700 800, pisać na adres mailowy fakty@rmf.fm albo skorzystać z formularza WWW.