34-letni pacjent szpitala w Zgierzu koło Łodzi zaatakował nożem innych chorych w placówce. Zmarł, po tym jak się samookaleczył. Do tego zdarzenia doszło w czwartek późnym wieczorem.
Mężczyzna - pacjent zgierskiego szpitala - ugodził nożem dwie osoby, które również były leczone w placówce.
Najciężej ranny pacjent jest w stanie ciężkim, ale stabilnym. Mężczyzna jest po kilku poważnych operacjach. Drugi ranny ma niegroźne obrażenia.
W starciu z agresywnym pacjentem ucierpiała także pielęgniarka i ordynator oddziału odwykowego, którzy zostali uderzeni pięścią w twarz.
Po ataku na innych, pacjent zgierskiego szpitala sam się okaleczył. Chory zadał sobie wiele ciosów. Mimo podjętej reanimacji przez personel szpitala i policjantów, nie udało się go uratować.
Mężczyzna sam zgłosił się na leczenie wczoraj wieczorem.
Był spokojny, nic się nie działo. Nagle około godziny 22:00 oszalał - wyjaśnia w rozmowie z naszą dziennikarką Agnieszką Wyderką pełniący obowiązki zastępcy dyrektora ds. opieki zdrowotnej zgierskiego szpitala Arkadiusz Olędzki.
Personel i pacjenci zgierskiego szpitala są wstrząśnięci tragedią. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się tam nic podobnego, a oddział odwykowy jest znany w całym województwie ze skuteczności leczenia uzależnienia od alkoholu.
Dramatyczna rzecz się wydarzyła. Personel zachował się fantastycznie. Uratował sporą część pacjentów i umożliwił im ucieczkę. Wszyscy są roztrzęsieni, w bardzo dużym stresie - mówi dr Arkadiusz Olędzki.
I dodaje, że szpital nie ma możliwości sprawdzenia, co pacjent wnosi do oddziału odwykowego, a siły można użyć dopiero w chwili, gdy chory zagraża sobie lub innym.
Okoliczności sprawy wyjaśnia prokuratura. Śledczy będą teraz wyjaśniać, skąd wziął się nóż u mężczyzny. Możliwe, że miał go przy sobie, gdy był przyjmowany do szpitala.
(j.)