Coraz więcej zwolenników w administracji Stanów Zjednoczonych zdobywa idea przeniesienia wojny z terroryzmem do Iraku. Co ciekawe, nie sprzeciwiają się temu nawet niektórzy z islamskich sojuszników USA w regionie Bliskiego Wschodu. Jak pisze „New York Times”, co prawda decyzja jeszcze nie zapadła, ale przygotowania trwają.

Co prawda opór Europy wobec prób obalenia Saddama Husajna wciąż pozostaje silny, ale na Bliskim Wschodzie, sukcesy operacji w Afganistanie wydają się powoli zmieniać widzenie możliwości zmiany władzy w Bagdadzie. Potwierdzają to, choćby deklaracje władz tureckich, czy nieoficjalnie powtarzane w Waszyngtonie opinie dyplomatów niektórych państw arabskich. Otwarte poparcie takiej operacji wciąż jest uważane za poważne ryzyko dla władz tych krajów - nie można wykluczyć wewnętrznych zaburzeń, ale wobec perspektywy pozbycia się Saddama Husajna może okazać się, że „gra jest warta świeczki”. Mówi się, że rządy Egiptu, Syrii i Arabii Saudyjskiej i Jordanii mogłyby sobie na takie ryzyko pozwolić. Departament Stanu w minionym tygodniu skierował do północnego Iraku swoich ludzi na rozmowy z kurdyjską opozycją. Nie wyklucza się, że w walce z Husajnem mogliby wziąć udział także przedstawiciele irackiej opozycji przebywający na uchodźctwie w Iranie. Również niedawny list niektórych senatorów do prezydenta Busha wskazuje, że w Kongresie rośnie świadomość, że atak na Irak prędzej czy później nastąpi.

Amerykanie myślą o dalszym ciągu wojny a tymczasem przywódcy Afganistanu zgadzają się, by międzynarodowy kontyngent sił pokojowych wysłany do ich kraju liczył pięć tysięcy żołnierzy - poinformowano w Kabulu. Oficjalna zgoda oczekiwana jest dzisiejszej nocy - twierdzą przedstawiciele afgańskiego ministerstwa obrony. Pierwsi żołnierze mają przybyć do Kabulu za cztery dni, wtedy gdy władzę przejmie tymczasowy rząd Hamida Karzaja.

04:35