Poseł Andrzej Pęczak, b. baron SLD, przebywający w areszcie, rwie się do pracy w Sejmie. Chce, aby przysyłano mu sejmowe dokumenty i gazety; chciałby też uczestniczyć w głosowaniach.

Teoretycznie prośby posła Pęczaka mają szanse być spełnione, bo niestety polskie prawo jest dziurawe. Posłowie na szybko próbują co prawda zmienić ustawę i spowodować automatyczne odbieranie aresztowanemu parlamentarzyście wszelkich przywilejów, ale na razie jak mówi Józef Oleksy jest jak jest: Jest problem, a ja nie jestem cudotwórcą tylko legalistą.

Można mieć jedynie nadzieję, że na wizytę Pęczaka w Sejmie nie pozwoli prokurator. Zyta Gilowska z PO uważa z kolei, że problem nie leży w prawie, ale w tupecie posła: Powinniśmy milczeć, a nie zastanawiać się jak to zrobić, żeby poseł pomiędzy prawem spaceru, a prawem prysznica wziął udział w głosowaniu w ramach stanowienia prawa w Rzeczpospolitej.

Wczoraj Prezydium Sejmu zdecydowało, że od nowego roku zawiesi Pęczakowi wynagrodzenia i poselskie diety. Jednak, jak zaznacza marszałek Oleksy sprawa nie jest oczywista, bo aresztowani przedstawiciele innych zawodów otrzymują 50 procent wynagrodzenia.

Dlatego Sejm chce jak najszybciej - jeszcze w tym miesiącu - zmienić ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora.