Zaśnieżone lasy pod lubuskim Żaganiem, a wśród nich baraki od kilku dni pełne amerykańskich żołnierzy. Wojskowi przybyli głównie ze stanu Kolorado twierdzą, że czują się jak u siebie. Tak bardzo u siebie, że już zapraszają gości, m.in. reportera RMF FM.

Nie ma jeszcze okazji, by podejrzeć znaną z hollywodzkich filmów zaprawę biegową ze śpiewem na ustach, bo, jak twierdzą żołnierze, za dużo jeszcze jest pracy z dostosowaniem sprzętu i organizacją zadań. Zajrzeć można jednak do baraku na kołach, który przyjechał z Niemiec i pełni rolę sklepu. Asortyment wyłącznie amerykański, płatność dolarami, najczęściej kartą.

Jedno z pomieszczeń w stacjonarnym baraku zamienione zostało na salon fryzjerski. Dziennie korzysta z niego już do 40 żołnierzy. Polscy fryzjerzy twierdzą, że goście zza oceanu nie mają dziwnych wymagań, ale potrafią zaskoczyć. Jeden z klientów przyszedł w krótkich spodenkach, za to z przewieszonym karabinem, którego prawie zapomniał po ścięciu włosów. Strzyżenie - 5 dolarów.

W kuchni jedzenie wydaje polska ekipa, ale zdecydowana większość produktów pochodzi z USA. Dania - amerykańskie. Szefem kuchni też jest Amerykanin czuwający, by wszystko było w zgodzie z normami amerykańskiej armii.

Część żołnierzy przyjechała do Polski na 9 miesięcy, inni, od określonych specjalistycznych zadań, tylko na kilka tygodni. Z rodzinami kontaktują się telefonicznie. Dlatego najczęściej kupowanym przez Amerykanów w pobliskim Żaganiu produktem są karty sim.

(mpw)