Amerykańskie wojska w rejonie Zatoki Perskiej postawione zostały w stan najwyższego pogotowia, po doniesieniach wywiadu o możliwości zaatakowania ich przez terrorystów islamskich.

Niebezpieczeństwo grozi również cywilnym obywatelom Stanów Zjednoczonych, którzy przebywają w tych okolicach. Z powodu zagrożenia zamachem zamknięto między innymi ambasadę w Katarze.

Według anonimowego przedstawiciela Pentagonu, w bazach w Turcji, Katarze i Bahrainie ogłoszony został alarm najwyższego stopnia, czyli w nomenklaturze amerykańskiej "poziom Delta". Jego zdaniem możliwa jest nawet cała seria zamachów na Amerykanów. Ślad wiedzie między innymi do Osama Bin Ladena - saudyjskiego terrorysty. Ma on już na swym koncie dwa zamachy bombowe na amerykańskie ambasady w Afryce wschodniej dwa lata temu. Zginęło wówczas ponad 200 osób. Ekipy, które prowadzą dochodzenie w sprawie niedawnego ataku na niszczyciel USS Cole w jemeńskim porcie Aden, w którym zginęło 17 marynarzy nie wykluczają też, że Bin Laden mógł sponsorować i wyszkolić grupę zamachowców. Decyzję o postawieniu wojsk w stan gotowości podjęto w czasie weekendu, ale dopiero teraz wiadomość ta przedostała się do mediów. "To normalne środki ostrożności w czasie, gdy wzrasta napięcie na Bliskim Wschodzie" - powiedział pragnący zachować anonimowość urzędnik Pentagonu.

Na całym Bliskim Wschodzie stacjonuje ponad 20 tysięcy amerykańskich żołnierzy.

09:00