"Czuję ekscytację" – przyznała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, debiutująca posłanka, która do Sejmu dostała się z listy SLD. "Traktuję ten wybór tak jak pierwszy dzień w nowej pracy. Jest ferwor przygotowań, czytane regulaminu Sejmu" – mówiła świeżo upieczona parlamentarzystka. Dziemianowicz-Bąk przyznała, że na razie uczy się topografii budynku. "Jestem przekonana, że na początku gdzieś zabłądzę, gdzieś źle skręcę" - martwiła się. Rady starszego stażem kolegi? "Zawsze miej przy sobie telefon" – podpowiadał Jerzy Fedorowicz, który w parlamencie funkcjonuje od 2005 roku, najpierw jako poseł, a potem senator. Ostrzegł też, że w "robota w Sejmie od rana do wieczora". I zachęcał koleżankę do korzystania z senackiego bufetu. "W naszym bufecie jest bardzo dobry tatar. Są też wegetariańskie jedzenia. Wszystko dobre, przygotowywane przez panie z Kancelarii Prezydenta, i tanie” – wyjawił Fedorowicz.

"Podstawa to zadawać pytania. Trzeba się dobrze przygotować do wyjścia na mównicę, żeby ta minuta była wypełniona argumentami" - radzi nowo wybranej z list SLD posłance Agnieszce Dziemianowicz-Bąk senator Jerzy Fedorowicz.

Wieloletni parlamentarzysta Koalicji Obywatelskiej skarżył się też na... fotele w sali plenarnej. "Przesiadywałem w Sejmie do późnych godzin nocnych i te fotele faktycznie nie są wygodne" - mówił Fedorowicz.

Marcin Zaborski pytał też, czego bardziej doświadczonych parlamentarzystów mogą nauczyć nowi posłowie. "Młode pokolenie  polityków, które wkracza na Wiejską wywodzi się z różnych ruchów miejskich i organizacji pozarządowych. Wraz z nami wkraczają tematy, które przez rasowych polityków były pomijane" - odpowiedziała Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.


Marcin Zaborski: Dzień dobry. Zanim będą się widywać na wiejskiej, spotkali się w naszym studiu. Nowa posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i senator Koalicji Obywatelskiej Jerzy Fedorowicz. Dzień dobry.

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: Dzień dobry.

Jerzy Fedorowicz: Dzień dobry.

Uśmiechnięci, zadowoleni. Pani poseł, czy czuje się pani trochę jak przed egzaminem? 12 listopada pierwsze posiedzenie Sejmu. To jest coś, co się pani śni po nocach?

A. D.-B.: Nie, może nie aż tak. Oczywiście czuję pewną ekscytację. Traktuję ten wybór i to, że już w krótce trafię do tego budynku, trochę tak, jak traktowałam w całym swoim życiu pierwszy dzień nowej pracy. Oczywiście, polityka to nie tylko obowiązki, polityka to nie tylko praca, ale jednak posłowie i posłanki nowo wybrani i ci wybrani ponownie, wracają, przychodzą na Wiejską, żeby realizować swoje obowiązki.

Czyli trochę nerwów być musi?

A. D.-B.: Jest oczywiście ferwor przygotowań. Czytanie regulaminu Sejmu, w przyszłym tygodniu będą odbywały się specjalne szkolenia. Więc tak jak przed przyjęciem nowych obowiązków trzeba się przygotowywać i, oczywiście, te lekkie nerwy są.

Zaraz pan senator pewnie trochę podpowiada, ale zanim: czy pamięta pan swoje pierwsze kroki w budynku na Wiejskiej?

J. F.: Tak, oczywiście, byłem przejęty, bardzo, bo dla mnie to bardzo poważna sprawa - być wybranym. Koleżanka została wybrana z ostatniego miejsca, ale ja zostałem wybrany z 15. A to chyba nie można znaleźć. Trzeba coś zrobić dla ludzi, a wtedy ludzie zechcą w czasie wyborów otworzyć tę wielką płachtę i szukać kogoś tam na 15. miejscu.

Ludzie pana wskazali, wybrali i powiedzieli: "idź i walcz za nas". Wchodzi pan do tego budynku okrągłego na ul. Wiejskiej w Warszawie i co? Radość czy jednak przerażenie?

J. F. Najpierw spotkałem kogoś takiego jak pan, czyli dziennikarza młodego i zapytał mnie, który mam numer. Miałem numer 69. Powiedziałem, że to jest bardzo piękny numer legitymacji, ale dziennikarze zrobili z tego dowcip, no bo pan wie. To było pierwsze. Jednak potem zapytali mnie, i o to Agnieszkę na pewno będą pytać, czy ona się będzie orientować, gdzie co jest, gdzie jest posiedzenie, gdzie sala. Pamiętaj Agnieszko, najważniejszy jest telefon.

Bo można się skontaktować z przyjacielem, który podpowie. Uczy się pani już topografii budynku?

A. D.-B.: Oczywiście, że tak. Są elementy jakiegoś takiego przygotowania, ale to, co jest jednak najważniejsze dla mnie po tym wyborze, to takie poczucie, dużego zobowiązania wobec tych osób, które mnie wspierały w trakcie kampanii.

Na wielka politykę jeszcze przyjdzie czas. Zostawmy ją na razie, bardzo proszę.

A. D.-B.: To nie jest wielka polityka. To, co jest dla mnie zaskakujące, ale też bardzo przyjemne, to jak dużo wiadomości, ale i oczekiwań otrzymuję już teraz. Więc to są rzeczy ważniejsze niż topografia.

Weterani lewicy - dzwonią i podpowiadają? Radzą co robić, jak robić, czego nie robić?

A. D.-B: Ja jestem, panie redaktorze, przekonana, że popełnimy jakieś błędy. Gdzieś zabłądzę, gdzieś skręcę nie w ten korytarz, w który należy, ale...

J. F.: Musisz, Agnieszko, zdecydować, gdzie będziesz mieszkać, czy w Sejmie...

A. D.-B.: Ale krok po kroku będziemy się tego wszystkiego uczyć i nie zapominać, że ważniejsze niż to, żeby od razu na bieżąco się świetnie orientować w topografii, jest to, po co tam przyszliśmy. Żeby realizować bardzo konkretne postulaty. Tyle, więcej polityki teraz nie będzie.

Padła pierwsza rada: gdzie mieszkać. Bo to jest czas kiedy, podobno, można zorganizować sobie, zawalczyć o lepszy pokój w hotelu sejmowym. Ci posłowie, którzy już tam są, teraz właśnie wykorzystują moment, żeby sobie ten lepszy pokój załatwić. Tak jest, panie senatorze?

J. F.: Ale ci młodzi to nie mają żadnych szans, żeby dostać jakiś lepszy pokój.

Czyli pierwszaków kierujecie do najgorszych pokoi w hotelu sejmowym?

J. F.:
Nie, to nie my. To kierują, przede wszystkim, klub parlamentarny, oni wybiorą pokoje. Ci starsi dostaną te pokoje niby lepsze. Ale, Agnieszko, muszę pani powiedzieć, te pokoje nie są jakieś specjalne. Natomiast jest wygoda, bo jest telewizor. Jest basen, malutki, na który kobiety w ogóle nie chodzą.


A. D.-B.: Dobrze, ja pozwolę sobie tutaj przerwać, ponieważ ja kursuję między Dolnym Śląskiem i Warszawą już od kilku lat, jako osoba zaangażowana politycznie i w działalność również społeczną, i tak się wspaniale składa, że mam w Warszawie wielu przyjaciół, wiele przyjaciółek, które zawsze gościły mnie u siebie w mieszkaniach. W tej chwili też dostałam kilka takich ofert.

Teraz to się ustawią w kolejce, panią poseł będą głosić.

A. D.-B.: Więc myślę, że zanim będę decydować, czy moje miejsce zamieszkanie to będzie, w czasie pobytu w Warszawie, dom poselski czy będzie to jakieś prywatne, wynajmowane mieszkanie. To na pewno mogę liczyć na wsparcie tych przyjaciół i przyjaciółek, u których do tej pory się zatrzymywałam. Na Lewicy tak działamy, działamy wspólnie, współpracujemy ze sobą, więc tutaj nie ma tego problemu. Ja wiem, że to może być zaskakujące, tak jak może być zaskakujące, że poseł czy posłanka porusza się pociągiem - II klasą a niekoniecznie samolotem.

To mamy załatwione i odhaczone. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w studiu. Jerzy Fedorowicz także. To idźmy dalej. Niektórzy mówią, że gdzieś w budynku Senatu można zjeść bardzo dobry tatar, panie senatorze. Rzeczywiście tak jest i czy jest jeszcze jakiś inny absolutnie kulinarny hit?

A. D.-B.: Ja to jestem wegetarianką, więc bardziej interesuje mnie, czy można gdzieś zjeść sałatkę.  

J. F.: Niech pan zauważy, że jest dobra, bo już mówi nawet za mnie. No dobrze Agnieszko. Więc jeżeli panią interesuje, to rzeczywiście w naszym bufecie jest dobry tatar. On jest przygotowywany przez panie z Kancelarii Prezydenta.

A. D.-B.: Nie interesuje mnie.

J. F.: Tak, ale też są wegetariańskie jedzenia.


To co jeszcze można znaleźć w bufecie?

J. F.: Wszystko dobre przygotowywane przez nasze panie z Kancelarii Prezydenta, gdzie jadamy obiady i tam znajdzie pani Agnieszka i wegetariańskie jedzenie, i delikatne, ale na pewno będzie wszystko dobre, świeże i tanie.

Na Wiejskiej mówią, że u was w Senacie to jest lepsza kawa niż w Sejmie, prawda to? Bo pan był i w Sejmie, i jest teraz w Senacie, i serce podzielone.

J. F.: Ale posłowie mogą przyjść w trakcie obrad i wypić z nami kawę. Z tym że najczęściej nie pracujemy razem. Jeżeli wy pracujecie nad ustawami, pani niech nie mieszka u tych koleżanek, bo pani cały czas będzie siedzieć w Sejmie, bo tam od rana do wieczora jest robota, jak już jest sesja. No to wtedy ten bufet senacki nie jest czynny, no i wtedy, jak są wspólne...

I zaproszenie nieaktualne. No to idźmy dalej. Praca, praca, praca na Wiejskiej. Poza posiedzeniami plenarnymi, poza komisjami, są jeszcze zespoły parlamentarne. Pani poseł, jest na przykład zespół ds. tenisa ziemnego, zespół ds. promocji badmintona, jest też zespół ds. promocji żużla. A skoro pani jest z Wrocławia, a we Wrocławiu żużel mocno stoi, to może zapisze się pani do tego zespołu ds. promocji żużla.

A. D.-B.: Na pewno zapiszę się do zespołu ds. Dolnego Śląska, bo taki zespół również funkcjonuje. O tym mówiłam w kampanii wyborczej i tę obietnicę chcę zrealizować. Interesują mnie kwestie związane z moim regionem, nie tylko z Wrocławiem. Bo Dolny Śląsk to nie tylko Wrocław, ale także Oława, Trzebnica, Oleśnica, mniejsze miejscowości. Chciałabym zajmować się nie tylko promocją regionu, ale także jego rozwojem, dbaniem o spójność tego regionu, więc to jest zespół, do którego z całą pewnością się zapiszę. Być może zapiszę się do jeszcze jakiegoś. Nie wykluczam.

Pan senator zapisał się np. do senackiego zespołu ds. Ameryki Środkowej i Karaibów.

J. F.: Nie zapisał! Byłem szefem tego zespołu!

O, przepraszam! Rozumiem, że chciał pan po prostu pojechać w ciekawe miejsce?

J. F.: Nie, proszę pana, chcę, żeby państwo wiedzieli, że ten zespół ds. Karaibów to były spotkania z ludźmi, dla których Polska była partnerem bardzo poważnym, gospodarczym.

Była, bo ostatnie posiedzenie - wrzesień 2017 r. No żeście się za bardzo nie napracowali...

J. F.: O, powiem panu, że jakby pan prześledził to naprawdę, to mieliśmy cztery poważne spotkania, wyłącznie biznesowe! Natomiast, proszę pamiętać o tych podróżach. To nie są podróże, w których człowiek - jadący tam senator czy poseł może odpocząć. Ja zresztą nie leciałem nigdy w to miejsce. Natomiast poważne sprawy były. Np. proszono nas o kontakty z biznesem energii wiatrowej, o rozwój. Tam były kraje, którymi mieliśmy się opiekować bardzo - Dominikana, która prosiła o to, żeby konsulat - musieli ludzie po wizy do Polski lecieć aż do Ameryki Południowej, itd.