Resort sprawiedliwości oskarża posłów z orlenowskiej komisji śledczej o łamanie prawa, a Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego przymierza się do ponownej weryfikacji zezwoleń dostępu do informacji niejawnych.

Niewykluczone, że posłom zostaną odebrane zezwolenia. To jeszcze odległa przyszłość. Na razie mówimy o postępowaniu sprawdzającym, które ma na celu ustalenie, czy doszło do złamania prawa - mówi Magdalena Stańczyk, rzeczniczka ABW.

A tym złamaniem prawa mogło być ujawnienie informacji o świadkach z teczek, które dotarły do komisji z IPN-u. Chodzi przede wszystkim o premiera Marka Belkę.

Prasa ujawniła bowiem, że Belka przed wyjazdem na stypendium do USA w latach 80. odbył rozmowę z oficerami służb specjalnych. Podpisał wówczas instrukcję, w której znalazły się hasła potrzebne do nawiązania kontaktów z agentami w Ameryce i pseudonim Marka Belki. Dziennikarze, ujawniając te informacje, powoływali się na dwóch posłów z komisji śledczej.

A teczka Marka Belki jest tajna; gwarantują to przepisy zapewniające anonimowość osobom, które współpracowały ze specsłużbami po roku 1983. Jednak część posłów będzie się domagać odtajnienia teczki premiera przez IPN, bo ich zdaniem sytuacja jest nadzwyczajna. A poza tym, czym różni się teczka Belki od teczki ojca Hejmy – pytają posłowie.

Instytut na razie milczy. Kontratakuje za to premier Belka. Jeżeli prowadzi się postępowanie ws. złamania tajemnicy państwowej, to trzeba je prowadzić nie dla pozoru, tylko energicznie - mówi.

Posłowie nie mają wątpliwości, że ten zmasowany atak ma na celu ochronę interesów postkomunistycznej elity rządzącej. Bo nie tylko ABW chce się posłom dobrać do skóry. To już jest atak Ministerstwa Sprawiedliwości, prokuratury w postaci pana Olejnika i pana Barcikowskiego – jako szefa służb - przekonuje poseł Zbigniew Wassermann.