Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie masowego zatrucia czadem w zakładach przetwórstwa warzyw i owoców w Kwidzynie w województwie pomorskim – dowiedział się reporter RMF FM. W lutym zeszłego roku do szpitali trafiło 90 pracowników zakładu.

Prokuratorzy ustalili, że hala produkcyjna miała nieodpowiednią wentylację i nie powinny pracować w niej wózki widłowe zasilane LPG. Z opinii biegłych lekarzy i specjalistów BHP wynika jednak, że w zakładzie nie doszło do bezpośredniego narażanie pracowników na utratę życia czy zdrowia. Stężenie czadu w organizmach osób, które musiały trafić do szpitali było bowiem zbyt niskie. 

Prokurator prowadząca sprawę uznała też, że zgromadzony materiał dowodowy nie pozwala na ustalenie, aby można było wykazać umyślność działania osób odpowiedzialnych za dopuszczeni pracowników do pracy w hali - powiedział RMF FM Piotr Jankowski, szef Prokuratury Rejonowej w Kwidzynie.

Prokuratorzy kontynuują jednak śledztwo przeciwko dyrektorowi technicznemu zakładu, który po zatruciu miał próbować ukryć przed policją wózki widłowe. Z tego powodu usłyszał on zarzut utrudniania śledztwa. Jest podejrzany także o łamanie ustawy o dozorze technicznym.

Chodzi o naruszenia norm przewidzianych w tej ustawie. Osoba odpowiedzialna za dopuszczenie wózków do pracy powinna i mogła przewidywać, że nie spełniają one kryteriów opisanych w ustawie o dozorze technicznym. W tych dwóch wątkach postępowanie jest kontynuowane - mówi Jankowski. Zaznacza, że śledztwo jest już w końcowej fazie. Akt oskarżenia w tej sprawie najpewniej w przyszłym miesiącu trafi do sądu.

Do masowego zatrucia w zakładach przetwórstwa owoców i warzyw w Kwidzynie doszło pod koniec lutego zeszłego roku. Początkowo do szpitali na Pomorzu trafiło 68 pracowników nocnej zmiany. W dzień do lekarzy zaczęli zgłaszać się kolejni pracownicy, którzy narzekali na nudności i zawroty głowy. Łącznie było to 90 osób. Dwie z nich musiały przejść terapię w komorach hiperbarycznych. Źródłem tlenku węgla były wózki widłowe poruszające się po hali produkcyjnej. Zdaniem strażaków, którzy jako pierwsi dokonywali pomiarów w hali dopuszczalne normy tlenku węgla przekroczone były prawie 9 razy. W dniach, w których doszło do zatrucia, zakład miał realizować większe niż zazwyczaj zamówienie. Dlatego trzy wózki widłowe dłużej i częściej pracowały w hali produkcyjnej. Zdaniem strażaków musiały emitować tlenek węgla niemal bez przerw, przez kilka zmian.  

(j.)