73 lata temu, 1 sierpnia 1944 roku na rozkaz Komendanta Głównego AK gen. Tadeusza Komorowskiego "Bora" w Warszawie wybuchło powstanie. Przez 63 dni powstańcy prowadzili z hitlerowcami osamotnioną walkę. Była to największa akcja zbrojna podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Powstanie, planowane na kilka dni, trwało ponad dwa miesiące. "Po tylu latach ten dzień kojarzy mi się z radością - tak 1 sierpnia 1944 roku wspomina w rozmowie z RMF FM Hanna Stadnik. W czasie powstania była sanitariuszką. Miała wtedy 15 lat. "1 sierpnia, 73 lata temu był radosny. Nie spodziewaliśmy się, że coś będzie źle. Szliśmy z tą myślą, że odzyskamy wolną Warszawę" - opowiada.

Wychodząc z domu z siostrą, zobaczyliśmy starszych chłopców nucących sobie "Hej chłopcy, bagnet na broń". My też tak sobie zawtórowałyśmy i tak doszłyśmy do Marszałkowskiej. I potem, jak dotarliśmy na swoje placówki, zaczęła się akcja, była wielka euforia. Miałyśmy przygotowane biało-czerwone opaski, w oknach od razu pojawiły się biało-czerwone flagi. Pod koniec powstania smutno było patrzeć jak te biało-czerwone flagi zamieniały się we flagi koloru białego. Ta wielka euforia trwała do pierwszego rannego. Ten pierwszy ranny pojawił się już 1 sierpnia wieczorem. I wtedy zobaczyliśmy, co to będzie właściwie - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM powstańcza sanitariuszka Hanna Stadnik. 

Przed godziną W było duże zaskoczenie. Już 25 lipca powiedziano nam, że mamy w domach czekać na wiadomość. Jeszcze wtedy nie było wiadomo, którego dnia i o której godzinie rozpocznie się powstanie. I właśnie około 11.00 pierwszego sierpnia, gdy mieszkałyśmy na partnerze, ktoś wrzucił do naszego okna zawinięty papierek. Tam była informacja, że to będzie godzina 17.00 - dodaje.

To była ciągła walka ze zmęczeniem - tak życie codziennie w czasie Powstania Warszawskiego wspomina w rozmowie z RMF FM Jan Sempka, pseudonim "Sztychnicki", uczestnik zrywu z '44 roku. Mnie powstanie zastało na warszawskiej Starówce. To był jedyny odcinek, gdzie wewnątrz nie było Niemców. Na kilka godzin przed rozpoczęciem akcji W było słychać strzały z Żoliborza. Koledzy mieli przewieźć broń, spotkali się z Niemcami, zaczęła się strzelanina. W tym czasie budowane były pierwsze barykady. przez okna wyrzucane były różnego rodzaju rzeczy, w tym meble. W ten sposób powstała pierwsza barykada - opowiada Jan Sempka w rozmowie z RMF FM. 

Powstanie Warszawskie nie powstało z niczego. Byliśmy szkoleni. Moja starsza siostra, która w 1944 roku, miała specjalne szkolenia, między innymi sanitarne, w Lesie Kabackim. Z perspektywy tylu lat mogę powiedzieć, że byliśmy szkoleni do udziału w Powstaniu Warszawskim. I czekaliśmy na to powstanie z wielką radością i wielką nadzieją - podkreśla Hanna Stadnik. 

Warszawa zostawiona sama sobie

Dowództwo Armii Krajowej zakładało, że Armii Czerwonej zależeć będzie ze względów strategicznych na szybkim zajęciu Warszawy. Przewidywano, że kilkudniowe walki zostaną zakończone przed wejściem do miasta sił sowieckich. Oczekiwano również pomocy ze strony aliantów. Opanowanie Warszawy przez AK przed nadejściem Sowietów i wystąpienie w roli gospodarza przez władze Polskiego Państwa Podziemnego w imieniu rządu polskiego na uchodźstwie, miało być atutem w walce o niezależność Polski.

Premier Stanisław Mikołajczyk, udający się pod koniec lipca 1944 r. na rozmowy ze Stalinem, liczył, że ewentualny wybuch powstania wzmocni jego pozycję wobec Sowietów. Jego opinii nie podzielał Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski. Twierdził, że w tej sytuacji powstanie zbrojne pozbawione jest politycznego sensu. Zamieni jedną okupację na drugą. W depeszy do gen. Komorowskiego Mikołajczyk pisał: "W obliczu szybkich postępów okupacji sowieckiej na terytorium kraju trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji". Za rozpoczęciem walk w stolicy przemawiała m.in. ewakuacja Niemców, która w drugiej połowie lipca 1944 r. objęła niemiecką ludność cywilną i wojskową. Nie bez znaczenia był też nieudany zamach na Hitlera 20 lipca 1944 r.

"Każdego mieszkańca należy zabić"

Rozkaz o wybuchu powstania wydał 31 lipca 1944 r. dowódca AK gen. Tadeusz Komorowski "Bór", uzyskując akceptację Delegata Rządu Jana S. Jankowskiego. 1 sierpnia 1944 r. do walki w stolicy przystąpiło ok. 40-50 tys. powstańców. Zaledwie co czwarty mógł liczyć na walkę z bronią w ręku. Na wieść o powstaniu w Warszawie Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler wydał rozkaz, w którym stwierdzał: "Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy".

Przez 63 dni powstańcy prowadzili samotną walkę z Niemcami. 2 października 1944 r. przedstawiciele KG AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki "Jarecki" i ppłk Zygmunt Dobrowolski "Zyndram" podpisali w kwaterze SS-Obergruppenfuehrera Ericha von dem Bacha w Ożarowie układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie. Według postanowień układu żołnierze AK z chwilą złożenia broni mieli korzystać ze wszystkich praw konwencji genewskiej z 1929 r., dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Takie same uprawnienia otrzymali żołnierze AK, którzy dostali się do niemieckiej niewoli w czasie walk toczonych od początku sierpnia w Warszawie. Niemcy przyznali prawa jeńców wojennych także członkom powstańczych służb pomocniczych. W podpisanym dokumencie strona niemiecka stwierdzała ponadto, że osoby uznane za jeńców wojennych "nie będą ścigane za swoją działalność wojenną ani polityczną tak w czasie walk w Warszawie, jak i w okresie poprzednim, nawet w wypadku zwolnienia ich z obozów jeńców".

W sprawie ludności cywilnej znajdującej się w czasie walk w Warszawie, Niemcy stwierdzili, że nie będą stosować odpowiedzialności zbiorowej. Gwarantowali, że: "Nikt z osób znajdujących się w okresie walk w Warszawie nie będzie ścigany za wykonywanie w czasie walk działalności w organizacji władz administracji, sprawiedliwości, służby bezpieczeństwa, opieki publicznej, instytucji społecznych i charytatywnych ani za współudział w walkach i propagandzie wojennej. Członkowie wyżej wymienionych władz i organizacji nie będą ścigani też za działalność polityczną przed powstaniem". Zgodnie z żądaniami niemieckiego dowództwa Warszawę mieli opuścić wszyscy jej mieszkańcy. Układ przewidywał, że ewakuacja "zostanie przeprowadzona w czasie i w sposób oszczędzający ludności zbędnych cierpień", a "dowództwo niemieckie dołoży starań, by zabezpieczyć pozostałe w mieście mienie publiczne i prywatne".

O realizacji ustaleń zawartych w układzie z 2 października 1944 r. tak pisał prof. Norman Davis: "W pierwszym stadium Niemcy z pewnością trzymali się postanowień zawartego układu. Po Powstaniu nie wróciły straszliwe masakry, jakie się zdarzały w czasie jego trwania. Nie próbowano tępić Żydów czy innego +niepożądanego elementu+ i - ogólnie rzecz biorąc - ewakuowanych do obozów przejściowych nie bito, nie głodzono ani nie maltretowano na inne sposoby. Wiele tysięcy ludzi znalazło sposób, aby się wymknąć z oczek sieci, wielu też natychmiast zwolniono. Przeważająca część jeńców z Armii Krajowej została - zgodnie z umową - odesłana do regularnych obozów jenieckich pozostających pod nadzorem Wehrmachtu. (...) Kobiety, które trafiły do niewoli, zgodnie z umową kierowano do specjalnych obozów (...) albo po prostu uwalniano. Jednak w miarę upływu czasu, gdy początkowa masa zaczynała topnieć, ujawniały się bardziej nieprzyjemne aspekty hitlerowskiej machiny. Kiedy dokonano ostatecznych obliczeń, okazało się, że znacznie ponad 100 000 warszawiaków wysłano na przymusowe roboty do Rzeszy, wbrew układowi o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie, a dalsze kilkadziesiąt tysięcy umieszczono w obozach koncentracyjnych SS, w tym w Ravensbrueck, Auschwitz i Mauthausen". (N. Davis "Powstanie '44")

"Potraktowano nas gorzej niż sprzymierzeńców Hitlera"

W czasie walk w Warszawie zginęło ok. 18 tys. powstańców. 25 tys. zostało rannych. Zginęło również ok. 3,5 tys. żołnierzy z Dywizji Kościuszkowskiej. Straty ludności cywilnej były ogromne: 180 tys. zabitych. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, ok. 500 tys., wypędzono z miasta. Warszawa została zrównana z ziemią. Do niemieckiej niewoli dostało się ponad 15 tys. powstańców, w tym 2 tys. kobiet. Wśród nich niemal całe dowództwo AK, razem z gen. Komorowskim, mianowanym przez prezydenta RP Władysława Raczkiewicza 30 września 1944 r. Naczelnym Wodzem. W wydanej po kapitulacji odezwie do "Do Narodu Polskiego" Krajowa Rada Ministrów i Rada Jedności Narodowej stwierdziły: "Skutecznej pomocy nie otrzymaliśmy. (...) Potraktowano nas gorzej niż sprzymierzeńców Hitlera: Italię, Rumunię, Finlandię. (...) Sierpniowe powstanie warszawskie z powodu braku skutecznej pomocy upada w tej samej chwili, gdy armia nasza pomaga wyzwolić się Francji, Belgii i Holandii. Powstrzymujemy się dziś od sądzenia tej tragicznej sprawy. Niech Bóg sprawiedliwy oceni straszliwą krzywdę, jaka Naród Polski spotyka, i niech wymierzy słuszną karę na jej sprawców".

(ug)