Prawie pół kilometra pokonała 7-letnia dziewczynka, która biegła za autobusem. W pojeździe został jej dziadek. Kierowca MPK zamknął drzwi i odjechał z przystanku, zanim mężczyzna zdążył wysiąść. O sprawie pisze "Dziennik Łódzki".

Do zdarzenia doszło w Łodzi na jednym z przystanków linii Z85 we wtorek po godz. 18. Kierowca MPK zamknął drzwi autobusu i odjechał, zanim z pojazdu zdążył wysiąść mężczyzna. Wcześniej z autobusu wysiadła jego 7-letnia wnuczka, która została sama na przystanku.

Dziecko pobiegło za autobusem i dogoniło pojazd na następnym przystanku przy dworcu Łódź Widzew. To odległość ok. 490 metrów.

Jak relacjonuje czytelniczka "Dziennika Łódzkiego", kierowca nie reagował na prośby pasażerów o zatrzymanie autobusu wcześniej. Kobieta złożyła na kierowcę skargę.

W sprawie zabrało głos łódzkie MPK. Z nagrań, które udało się uzyskać oraz z rozmowy z kierowcą wynika, że na przystanku wysiadło kilka osób, jedna wsiadła i dopiero potem wysiadła dziewczynka.

Prowadzący zauważył dziecko samodzielnie opuszczające pojazd. Z uwagi na to, że nikogo przy nim nie było - a zdarza się, że dzieci w takim wieku jeżdżą same komunikacją miejską - i nie widząc ze strony dziecka nerwowego zachowania, włączył przycisk zamykający drzwi oraz ruszył z przystanku - tłumaczy w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim" rzecznik MPK Sebastian Grochala.

Z relacji MPK, na które powołuje się gazeta wynika, że dopiero po przejechaniu połowy odległości między przystankami do prowadzącego zgłosił się mężczyzna i powiedział, że z autobusu dziecko wysiadło samo, bez opieki. Wcześniej pasażer nie trzymał dziecka za rękę, nie zareagował, kiedy opuściło pojazd. Był zajęty rozmową z innym pasażerem. Zaczął reagować, kiedy pojazd odjechał z przystanku i przejechał przynajmniej kilkadziesiąt metrów. Potwierdza to nagranie z monitoringu w pojeździe - mówi Grochala.

Jak zaznaczył rzecznik, kierowca - zgodnie z obowiązującymi przepisami - nie wypuścił mężczyzny między przystankami. 

Czytaj więcej na stronie "Dziennika Łódzkiego".

(abs)