Prawie 40 lat temu, w połowie października 1962 roku, świat stanął na krawędzi wojny nuklearnej. Na Kubie rozmieszczone zostały radzieckie nuklearne pociski balistyczne o zasięgu 2 tys. kilometrów. To wywołało gwałtowną reakcję Stanów Zjednoczonych, wszak Kubę od południowych wybrzeży USA dzieli niecałe 150 km.

Przypomnijmy. 14 października 1962 roku amerykański samolot rozpoznawczy sfotografował na Kubie pociski gotowe do natychmiastowego użycia. Decyzję o ich rozmieszczeniu podjął Nikita Chruszczow, ówczesny sowiecki przywódca. Rakiety przywożono na wyspę przez miesiąc, w wielkiej tajemnicy.

Amerykanie początkowo nie zdawali sobie sprawy z rozmiarów zagrożenia, dopiero szpiegowskie zdjęcia wywołały panikę. Prezydent USA John F. Kennedy, po naradzie z doradcami, zdecydował się wprowadzić blokadę morską Kuby.

Zdaniem Kennedy’ego atak lotniczy na wyrzutnie spowodowałby zbyt wysokie straty po obu stronach. Decyzję o blokadzie komunistycznej wyspy, rządzonej przez Fidela Castro, Kennedy ogłosił w przemówieniu do narodu 22 października. Blokada dotyczyła statków próbujących dostarczyć ofensywną broń na Kubę.

Jednocześnie Kennedy zaznaczył, że nuklearny atak rakietowy z terytorium Kuby na jakiekolwiek państwo półkuli zachodniej zostanie uznany za atak Związku Radzieckiego na Stany Zjednoczone, wymagający pełnej odpowiedzi odwetowej.

Po kilku dniach gry na zwłokę i wysuwania rozmaitych warunków ZSSRR ustąpił. 28 października radio Moskwa nadało oświadczenie Chruszczowa, iż radziecki rząd postanowił zdemontować broń, którą nazywacie ofensywną, spakować ją i przetransportować z powrotem do ZSRR.

W archiwach znajdują się relacje świadków, którzy twierdzą, że Castro podobno nie mógł się pogodzić z utratą nuklearnego arsenału i przez kilka kolejnych dni publicznie przeklinał swoich sojuszników z ZSRR.

16:20