40 lat temu, 2 czerwca 1979 roku, Karol Wojtyła po raz pierwszy odwiedził Polskę jako papież Jan Paweł II. Pielgrzymka, która w dużym stopniu zapoczątkowała też rozpad systemu komunistycznego, wywołała w kraju nieopisany entuzjazm i równie wielkie obawy władz.


Ówczesne władze Polski Ludowej były pielgrzymce z oczywistych powodów niechętne, jej termin przekładano, piętrzono trudności, stawiano warunki. Ale formalnie zabronić jej nie mogły, z tej choćby racji, że Karol Wojtyła miał obywatelstwo polskie. Nie tylko zresztą z tego powodu. Schyłek lat siedemdziesiątych to okres końca dobrej prosperity gospodarczej, jaką zapewniły krajowi zagraniczne kredyty zaciągnięte przez Edwarda Gierka. W 1979 r. gospodarka znów kulała, w sklepach brakowało towarów, a spadek poziomu życia był realnie odczuwalny w każdym domu. Do tego dochodziło brutalne stłumienie robotniczych wystąpień zaledwie trzy lata wcześniej, a także wyraźne uaktywnienie się opozycji.

W tej sytuacji władze PRL znalazły się w sytuacji patowej. Odmawiając papieżowi możliwości odbycia pielgrzymki do ojczyzny, mogły być pewne wybuchu zamieszek, a jednocześnie zdawały sobie sprawę, że wizyta z pewnością wpłynie na osłabienie pozycji ich samych, więc również może doprowadzić do zamieszek. Doskonale wiedziano bowiem, jaka będzie treść papieskich kazań. 17 października 1978 r. w Departamencie IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych opracowano dokument zatytułowany "Informacja nr 1, dot. biografii i charakterystyki osoby byłego metropolity krakowskiego Karola Wojtyły". Jego autorzy zanotowali: "Wojtyła prezentuje postawę zdecydowanie antykomunistyczną. Publicznie nie atakuje bezpośrednio ustroju socjalistycznego, krytykuje natomiast system sprawowania władz państwowych [...]".

Samolot papieski wylądował na Okęciu 2 czerwca 1979 roku. Dla Polaków rozpoczęła się pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II, dla władz zaś - operacja "Lato 79".

W raporcie MSW zanotowano: "Do Warszawy na uroczystości związane z wizytą papieża przybyło w sposób zorganizowany ok. 65 tys. osób. Według raportu KSMO [Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej - przyp. red.] na trasie przejazdu papieża z lotniska na Okęciu do katedry przy ul. Świętojańskiej zgromadziło się ok. 120 000-130 000 osób, natomiast podczas przejazdu z ul. Miodowej do Belwederu ok. 20 000 osób [...] Podczas uroczystości na pl. Zwycięstwa [dzisiejszy pl. Piłsudskiego - przyp. red.] przebywało ok. 150 000-170 000 osób. Stwierdzono obecność delegacji z różnych rejonów kraju (m.in. z Ostródy, Płocka, Gdańska i Jeleniej Góry), a także grupy obywateli z Japonii".

Podane liczby niemal na pewno zostały znacznie zaniżone, podobnie jak zafałszowywane były transmisje telewizyjne, z których wycinano widok tłumów.

"Manipulacja była oczywista dla każdego, kto uczestniczył w jednym bodaj spotkaniu z papieżem, a ostrożne szacunki wymieniały liczbę 8-10 mln osób" - pisał historyk prof. Andrzej Paczkowski.

Kazanie na pl. Zwycięstwa było już kazaniem politycznym. To wówczas padły historyczne dziś słowa: "I wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież, wołam z całej głębi tego tysiąclecia, wołam w przeddzień święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!".

Wymowa tych słów była dla wszystkich oczywista. I to nie tylko dla Polaków. Korespondenci zagraniczni, których akredytowało się w Warszawie ok. tysiąca, doskonale wyłapywali polityczne aluzje wypowiedzi papieża, a z ich korespondencji nie dało się wyciąć ani liczebności, ani entuzjazmu gromadzących się tłumów. "Większość zachodnich dyplomatów i korespondentów wyraża opinię, że mimo głoszonej przez Jana Pawła II i episkopat tezy, iż wizyta ma przede wszystkim charakter religijny, zaczyna uwidaczniać się jej duże znaczenie polityczne" - skarżyli się urzędnicy MSW. Władze odczuły w tym momencie gorycz porażki. Formalnie niewiele mogły zrobić - pielgrzymka musiała się toczyć pod czujnym okiem kamer z całego praktycznie świata. Posuwano się więc do drobnych i w gruncie rzeczy nic nieznaczących utrudnień: zmniejszano liczbę połączeń kolejowych i autobusowych, czasem wprowadzano okresowe, lokalne blokady pod byle pretekstem - wszystko po to, by utrudnić wiernym dotarcie na którąś ze mszy. Były to jednak raczej gesty rozpaczy niż realne zagrożenie dla przebiegu papieskiej wizyty. Narastającego entuzjazmu Polaków nie dało się już powściągnąć.

Spotkanie na pl. Zwycięstwa było najbardziej wyrazistym wystąpieniem Jana Pawła II w kwestiach politycznych - deklaracją jego poglądów i czytelną zapowiedzią wsparcia, przynajmniej duchowego, dla wszelkich działań mogących obalić system. Nie tylko zresztą w Polsce. "Specyficzne akcenty miało kazanie w Gnieźnie, którego jednym z głównych elementów była zachęta do wspólnoty z narodami wschodnioeuropejskimi" - zauważał prof. Andrzej Paczkowski, nie dodając, że chodzi w zasadzie o wszystkie narody zdominowane przez ZSRS.

Gniezno było drugim przystankiem w pielgrzymce. Z dawnej stolicy piastowskiej papież poleciał do Częstochowy, gdzie podczas trzech spędzonych tam dni odnowił Akt Oddania Narodu Polskiego Najświętszej Marii Pannie, wziął udział w Apelu Jasnogórskim, a także w obradach konferencji plenarnej Episkopatu Polski. Odprawiał też msze i wygłaszał homilie - które choć pozbawione tak silnych jak wcześniejsze akcentów politycznych, i tak wywoływały zgorszenie władz.

7 czerwca Jan Paweł II wyruszył na objazd diecezji. Odwiedził Kalwarię Zebrzydowską, Oświęcim, a także szczególnie mu bliskie, rodzinne Wadowice.

Kolejne dwa dni przyniosły papieskie wizyty w Nowym Targu oraz Nowej Hucie. W pierwszym z nich odprawił mszę św. na lotnisku położonym na południe od miasta, polecając Podhalan Matce Boskiej Królowej, w Nowej Hucie zaś wziął udział w mszy św. odprawionej przez bp. Jerzego Ablewicza. Sam wygłosił homilię.

Ostatniego dnia pielgrzymki Jan Paweł II odprawił mszę św. na krakowskich Błoniach.

Sam Jan Paweł II z pewnością zdawał sobie sprawę z rewolucyjnego znaczenia tej pielgrzymki. W Krakowie właśnie na pożegnanie powiedział: "To wydarzenie bez precedensu było z pewnością aktem pewnej odwagi z obydwu stron, jednakże naszym czasom potrzebny był taki właśnie akt odwagi. Czasem trzeba się odważyć pójść także w tym kierunku, w którym dotąd jeszcze nikt nie poszedł".