Stołeczna prokuratura umorzyła śledztwo przeciw Romanowi W. podejrzanemu o podłożenie atrap bomb w Warszawie w 2005 roku tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich. Śledczy uznali, że to nie on był "zamachowcem", który sparaliżował Warszawę. Innych podejrzanych nie ma, więc śledztwo zostało umorzone.

Właściwie są dwa umorzenia. Jedno dotyczy podejrzanego Romana W. i tu prokurator Katarzyna Szeska nie ma wątpliwości: Ustalono, iż podejrzany nie popełnił zarzucanego mu przestępstwa - oświadcza.

Drugie umorzenie dotyczy niewykrycia sprawcy podłożenia atrap, choć nie zamyka to jeszcze kwestii. Sprawa ta pozostaje w zainteresowaniu organów ścigania aż do upływu terminu przedawnienia karalności czynu. Jeżeli w tym czasie ujawnione zostaną okoliczności pozwalające na ustalenia sprawcy, to umorzone postępowanie zostanie niezwłocznie podjęte - tłumaczy Szeska. Śledztwo przedawni się dopiero w 2020 roku.

Rankiem 20 października Warszawę obiegła wiadomość o 14 ładunkach wybuchowych podłożonych w jedenastu miejscach miasta. Ruch na kilka godzin został sparaliżowany. Na ulicach pojawili się policyjni pirotechnicy; uruchomiono zarządzanie kryzysowe.

Po zbadaniu paczek okazało się, że są to doskonale zrobione atrapy bomb. Według policji, stopień przygotowania akcji i jej skoordynowania odróżniał to wydarzenie od innych fałszywych alarmów. Dlatego pojawiły się sugestie o udziale służb specjalnych w tym "incydencie".

Podłożenie atrap poprzedzono wysłaniem e-maila z pogróżkami pod adresem ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. E-mail był podpisany przez nieznane organizacje „Gay Power” i „Silny Pedał”. W 2006 roku zatrzymano 33-letniego kierownika jednego z gejowskich klubów, któremu przedstawiono zarzut usiłowania sprowadzenia niebezpieczeństwa powszechnego. Nie przyznał się on do winy.