To była największa w historii Polski katastrofa budowlana. Zginęło 65 osób, a ponad 140 było rannych. 28 stycznia 2006 roku runął dach hali targowej na terenie MTK na granicy Katowic i Chorzowa. Trwała tam doroczna wystawa gołębi pocztowych. Dla wielu poszkodowanych i bliskich ofiar to ciągle żywe wspomnienie. Część z nich wciąż domaga się zadośćuczynień i uznania odpowiedzialności za katastrofę Skarbu Państwa. Proces karny ws. katastrofy toczy się przed katowickim sądem i jest szansa, że zakończy się w marcu. O przyczynienie się do tragedii prokuratura oskarżyła m.in. projektantów hali i byłych szefów MTK.

W sobotę, 28 stycznia 2006 r. w pawilonie nr 1 - największym na terenie MTK - odbywały się targi gołębi pocztowych. Dach hali zawalił się ok. godz. 17.15. Wielu spośród osób, które były wtedy w pawilonie, udało się z niego wyjść o własnych siłach i bez obrażeń. Świadkowie mówili, że ofiar byłoby znacznie więcej, gdyby do wypadku doszło nieco wcześniej - wielu gości niedługo przed zawaleniem się dachu wyszło z hali.

W kulminacyjnym momencie akcji ratowniczej - między pierwszą a drugą w nocy - na miejscu pracowało ponad 1300 osób: strażaków, ratowników górniczych i medycznych, policjantów, GOPR-owców, a także żołnierzy i żandarmów. 

Największym problemem było dotarcie do nich, ponieważ było mnóstwo warstw, przez które trzeba było się przedrzeć. To co pamiętam, to był ogromny mróz, który w takiej sytuacji nie pomagał. Najbardziej zapamiętałem, jak wydobyliśmy spod tego zawaliska babcię z wnukiem, która swoim ciałem ogrzewała dziecko. Ona tak naprawdę poświęciła się dla tego dziecka. To dziecko przeżyło, ona niestety nie - powiedział reporterce RMF FM Adam van der Coghen, naczelnik jurajskiej grupy GOPR. 

Wydobywani z rumowiska ranni przewożeni byli do szpitali m.in. w Chorzowie, Katowicach, Siemianowicach Śląskich i Sosnowcu. Pierwszy etap akcji ratowniczej zakończył się po kilkunastu godzinach, w niedzielę 29 stycznia. Później na gruzowisko kilka razy wchodzili ratownicy z psami wyspecjalizowanymi w poszukiwaniu zwłok.

Na początku lutego rozpoczęły się prace rozbiórkowe, w czasie których wydobyto ciała pozostałych poszkodowanych, ostatnie z nich - 14 lutego. Posadzkę hali udało się całkowicie odsłonić 19 lutego. Wtedy było już pewne, że ostateczny bilans tragedii to 65 zabitych. Wśród nich było dziewięciu cudzoziemców: trzech Czechów, dwóch Słowaków, Belg, Niemiec, Holender i Węgier.

Choć już w czasie akcji ratowniczej wiele osób zwracało uwagę, że na dachu hali zalegała gruba warstwa śniegu i lodu, kierownictwo MTK na zwołanej po katastrofie konferencji prasowej zapewniło, że dach był odśnieżany. Po dwóch miesiącach od tragedii komisja powołana przez głównego inspektora nadzoru budowlanego Marka Naglewskiego uznała, że głównymi przyczynami katastrofy były błędy projektowe i konstrukcyjne oraz nadmierne zaleganie na jej dachu śniegu. Podobne były ustalenia biegłych, powołanych przez prokuraturę. Według nich na dachu zalegał śnieg o ciężarze około 190 kg na m kw.

Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo latem 2008 r. Proces dotyczący katastrofy hali MTK na granicy Chorzowa i Katowic trwa już prawie 7 lat. Prokuratura o spowodowanie tragedii oskarżyła 12 osób.

Ostatnie terminy rozpraw wyznaczone przez sąd są na luty tego roku i jeśli nic niespodziewanego się nie pojawi - np. wnioski któregoś z oskarżonych - jest szansa na zakończenie procesu w marcu tego roku.

Ale niestety to nie kończy sprawy, bo można założyć, że po wyroku będą apelacje, a to oznacza wydłużenie procesu o kolejne miesiące czy nawet lata.

Przed trwającym obecnie procesem sąd potrzebował prawie roku na poznanie akt.

W sądzie nasz dziennikarz Marcin Buczek usłyszał, że sprawa jest skomplikowana. Sędziowie muszą poznawać bardzo szczegółowe i specjalistyczne opinie budowlane. Kilkunastu rozpraw potrzeba było na poznanie opinii biegłych.

W sumie akta sprawy to 300 tomów po 200 stron każdy.

Według prokuratury na tragedię złożyły się błędy i zaniechania w fazie projektowania i budowy hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem. Z z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję.

Dwaj projektanci hali zostali oskarżeni o umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz samej katastrofy. Grozi za to do 12 lat więzienia. Trzeci, niezależny projektant, który miał weryfikować projekt wykonawczy, odpowiada przed sądem za nieumyślne sprowadzenie katastrofy.

Z ustaleń śledztwa wynika, że mimo wielu alarmujących sytuacji, kierownictwo MTK lekceważyło zagrożenie. Byli szefowie MTK odpowiadają za umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy oraz nieumyślne doprowadzenie do niej. Inni oskarżeni to m.in. szefowie firmy, która była generalnym wykonawcą hali. W procesie odpowiadają też koordynator techniczny MTK i powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie.

Według prokuratury w dniu katastrofy w pawilonie było 1329 osób. W chwili, gdy dach runął, wewnątrz było ok. tysiąca osób. Spośród ponad 140 rannych 26 osób doznało ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

Mimo że mija 10 lat od katastrofy i wiele obiecywano, to do dziś nie rozwiązany został problem odszkodowań. Co prawda po wypadku sądy przyznawały odszkodowania pokrzywdzonym - to były kwoty od kilku do kilkuset tysięcy złotych - ale do dziś nie wiadomo, kto te pieniądze miałby wypłacić. Ani MTK, ani miasto Chorzów, gdzie stała hala, ani wreszcie Skarb Państwa nie chciały brać na siebie odpowiedzialności. Planowano utworzenie specjalnego funduszu dla ofiar, ale na planach się skończyło. Dopiero w ubiegłym roku sąd najwyższy wreszcie uznał, że w tej sprawie poszkodowani mogą złożyć pozew zbiorowy.

Nie można składać pozwów cywilnych o odszkodowanie. Pozew o odszkodowanie można złożyć, jeśli zapadnie prawomocny wyrok i sąd wskaże winnych. A w tej sprawie proces ciągle się toczy i 10 lat po katastrofie nadal nie ma winnych.