Emigranci mieli powrócić do kraju, a podatnicy w Polsce mieli płacić podatek liniowy. Tak obiecywała Platforma Obywatelska, a dziennikarz RMF FM Konrad Piasecki rozlicza partię rządzącą z realizacji obietnic sprzed czterech lat.

Na froncie walki o podatek liniowy rządzący ponieśli klęskę absolutną. O ile jeszcze w pierwszych miesiącach urzędowania Donald Tusk czasami sobie o nim przypominał, zapowiedział nawet w RMF FM, że najbardziej prawdopodobny rok osiągnięcia podatku liniowego to 2010, w najgorszym przypadku - 2011, to gdy nadszedł kryzys i zaczęło się łatanie dziur budżetowych o podatku liniowym zrobiło cicho.

Niedużo lepiej poszło z opłatami urzędowymi. Tu co prawda pojawiła się nawet ustawa likwidująca kilkadziesiąt z nich, w której zapisano, że z opłat zwolnione będą m.in. sporządzenie aktu małżeństwa, protokół zawierający ostatnią wolę spadkodawcy, ustalenie brzmienia albo pisowni imienia lub nazwiska, decyzja o zmianie nazwiska i imienia czy decyzja o nabyciu obywatelstwa polskiego, ale po kilku miesiącach prac projekt doczekał się negatywnej opinii rządu i wylądował w koszu.

W tej sytuacji jedną z niewielu zmian jest zniesienie opłaty za wydanie dowodu osobistego. Również wielkie dzieło sprowadzania Polaków z emigracji spaliło na panewce. Emigranci - jeśli wracają to dlatego, że kryzys i bezrobocie uderzyły w kraje, do których wyjechali. Jedynym gestem wobec nich była podatkowa abolicja, a statystyki mówią że z ponad 2 milionów emigrantów, za granicą pozostaje co najmniej milion osiemset - czyli do Polski wrócił mniej więcej co dziewiąty - co dziesiąty z nich