Gdyby przeprowadzono ranking najbardziej znienawidzonych profesji, zawód kontrolera biletów zająłby z pewnością wysoką pozycję.

Sama myśl o spotkaniu z tzw. kanarem nie wywołuje dobrych skojarzeń. Wielu z nas słyszało lub odczuło na własnej skórze nadgorliwość kontrolerów w wypełnianiu obowiązków zawodowych. Nie mówiąc już o ich nieuprzejmości... Każdy kij ma jednak dwa końce. Nie jest to wdzięczna ani ambitna praca. Ktoś ją jednak wykonywać musi. Czasami nie na innego wyjścia. Wielu kontrolerów biletów decyduje się na taką pracę ponieważ nie mają innej: "Trzeba było sobie chociaż ten kawałeczek chleba wziąć dla siebie. To nie jest nasz wymarzony zawód. Ja gdybym znalazł jakąś stałą pracę, to bym oczywiście tę pracę zostawił i poszedłbym sobie do innej. W każdej pracy i w każdym zawodzie można znaleźć i ludzi, i świnie. Nie można chyba generalizować. Wiemy, że jesteśmy tak samo popularni jak policjant i prostytutka. Mamy zbliżony, pokrewny zawód" - powiedział jeden z kontrolerów. Sami kontrolerzy biletów mówią, że ich praca jest stresująca i kłopotliwa: "Jest to pewna krępująca sytuacja tak samo dla pasażera, jak i dla nas. Różni są pasażerowie, różni są ludzie. Niektórzy zaczynają krzyczeć od razu, a niektórzy są serdeczni. To wszystko jest zależne od podejścia pasażera". Niektórzy z kontrolerów biletów okazują nawet współczucie: „Jeśli ja dostaję dowód od kobiety i widzę, że jest pięcioro dzieci i ona nie pracuje, to ja, na przykład, nie wypiszę jej tego mandatu tym bardziej, że po trzecim w tej chwili są wnioski do kolegium”. Trudne życie "kanara" obserwowała łódzka reporterka radia RMF FM, Beata Lubecka.

17:00